Na strzeżonym przejeździe kolejowym pod Poznaniem zginął ratownik medyczny i młody lekarz, chociaż kierowca karetki do ostatniej chwili próbował uniknąć zderzenia z pociągiem. Nieskutecznie. Powinien był staranować szlabany - mówią eksperci. Moment wypadku widać na opublikowanym w czwartek nagraniu z monitoringu.
Na nagraniach z monitoringu widać, jak kierowca nerwowo manewruje na przejeździe i pojazd staje równolegle do torów, po których pędzi pociąg 100 kilometrów na godzinę. Niestety manewr był nieskuteczny. Pociąg staranował karetkę.
Z wraku wydobyto ciała 30-letniego lekarza i 42-letniego ratownika. Cudem ocalał 40-letni ratownik kierowca. Był przytomny, kiedy zabrano go do szpitala. Lekarze ciągle walczą o jego życie.
- Ciężki, stabilny. Rokowania co do przyszłości niepewne - tak stan kierowcy opisuje Mariusz Sawiński ze szpitala im. S.T. Dąbrowskiego w Puszczykowie.
Bliscy ofiar, którzy pojawili się na miejscu tragedii, nie mogli zrozumieć jak doszło do wypadku na strzeżonym przejeździe kolejowym.
Pułapka nie bez wyjścia
Kierowca karetki wjechał na przejazd nie swoim pasem. Załoga znalazła się w śmiertelnej pułapce, ale jak się okazuje, nawet z takiej sytuacji może być wyjście.
Od wjazdu karetki na przejazd do zderzenia z pociągiem minęło 36 sekund. Kierowca manewrując tracił cenne sekundy. Mógł staranować szlaban.
- Tego typu rogatki wystarczy najechać samochodem, czy nawet podejść i pchnąć. Nie wymagają dużej siły, wystarczy je mocniej pchnąć. One się otwierają - tłumaczy mł. bryg. Sławomir Brandt z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.
- One są tak zaprojektowane, żeby można je było wyłamać. Notabene czasami zdarza się na kolei, że rogatki wyskakują przy silniejszym wietrze - dodaje Paweł Wałachowski, pracownik firmy projektującej linie kolejowe.
"Rogatki się zamykają, to zaraz pociąg przejeżdża"
Górę musiała wziąć panika, auto zgasło na torach.
- Rogatki się zamykają, to zaraz pociąg przejeżdża. Bardzo szybko to idzie - mówi Wojciech Gałązka, mieszkaniec Puszczykowa.
PKP przekonuje, że na automatycznie sterowanym przejeździe kierowca - od momentu zapalenia się czerwonego światła - miał czas naprawić swój błąd.
- Ono jest wyskalowane w taki sposób, że najmniejszy czas dojazdu pociągu do przejazdu to 30 sekund, a w takim przypadku jak wczorajszy to 45 sekund. Po to, żebyśmy mogli bezpiecznie zjechać z przejazdu, ale już nie wjeżdżać na przejazd - tłumaczy Włodzimierz Kiełczyński, dyrektor biura bezpieczeństwa PKP.
Z nagrań wynika, że kierowca karetki starał się nie uszkodzić rogatek.
Czego się obawiał? Mandatu, punktów karnych? - Ogólnie mandat już mu groził za sam przejazd, za wjazd na przejazd w momencie, kiedy połowa rogatek była już zamknięta - mówi Paweł Wałachowski, pracownik firmy projektującej linie kolejowe.
Za wyłamanie kolejowych szlabanów grozi 300 złotych mandatu i 4 punkty karne.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24/Fakty TVN/osp.pl