Zarobki w Narodowym Banku Polskim będą jawne i ograniczone limitem. Przyjęta w nocy ustawa to odpowiedź PiS-u na proste pytanie - ile zarabia jedna z pań dyrektor i czy to prawda, że 65 tysięcy? Choć zwykle prawo nie działa wstecz, to w tym wypadku prezes NBP będzie musiał opublikować zarobki urzędników z ostatnich 24 lat.
Trochę z przekąsem, trochę złośliwie, ale nazwa "lex Wojciechowska" już się w Sejmie przyjęła. Gdyby nie doniesienia o kosmicznych zarobkach bliskiej współpracowniczki prezesa NBP, gdyby nie konsekwentne ich nieujawnianie, to nie byłoby nowego prawa. W tle pojawiły się jeszcze niejawne zarobki drugiej z bliskich współpracownic Adama Glapińskiego.
- W tej ustawie, czy zapowiedzi, chodziło o to, żeby wreszcie opinia publiczna mogła przekonać się ile te dwie panie zarabiają - uważa Cezary Tomczyk z PO.
- Jest takie oczekiwanie społeczne, żeby wszystko co dotyczy banku, a szczególnie zarobków w banku centralnym, było jawne - tłumaczy Jacek Sasin, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, poseł PiS.
W nocy, w znanym w ostatnich latach w Sejmie ekspresowym tempie, przyjęto nowe prawo, które nie prosi, a zmusza prezesa NBP do ujawnienia wysokości wszystkich zarobków. Wszystkich, bo od samego prezesa w dół, aż do zastępcy dyrektora departamentu. Czyli już nie trzeba będzie prosić o to, o co doprosić się nie można było od kilku tygodni w sprawie jednej z dyrektorek.
Poważne oskarżenia EBC
- Nie tylko my, ale i opozycja jesteśmy zgodni. Tu nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o transparentność, o jawność - twierdzi Tadeusz Cymański z PiS.
Rzeczywiście zgoda była i to w wymiarze, który w Sejmie rzadko jest spotykany. Od głosu wstrzymali się posłowie Pawła Kukiza.
- Z powodu dwóch osób Sejm przez dwa dni obraduje. Czy to jest normalne? - pytał na sali plenarnej Grzegorz Długi z Kukiz'15.
Ustawę przyjęto, mimo że poważne zastrzeżenia wobec niej sformułował Europejski Bank Centralny. Bardzo ważna europejska instytucja. W opinii EBC nie chodzi o jawność zarobków, bo to standard w wielu krajach. Chodzi o to, że "zawarte w projektach legislacyjnych zmiany prowadzące do obniżenia wynagrodzeń są niezgodne z zasadą niezależności finansowej". Nowe prawo obniży zarobki części pracowników NBP, a możliwe, że nawet dużej części. To poważny problem nie dla pracowników, ale dla samego banku.
- Presja płacowa jest w tej chwili wszędzie. W każdym przedsiębiorstwie i nie tylko u nas - zapewniała Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr NBP.
- To wszystko jest może dla państwa bardzo takie łatwe, proste, banalne, ale proszę zwrócić uwagę, że my zarządzamy rezerwami dewizowymi i to są setki milionów złotych - tłumaczy Dorota Szymanek, dyrektor Departamentu Prawnego NBP.
"Idziecie na zderzenie z Europejskim Bankiem Centralnym"
Jeszcze przed głosowaniem szefostwo NBP ostrzegało, że wprowadzenie limitu pensji może spowodować, że najlepsi z banku odejdą. A zgodnie z nowym prawem - ktoś, kto nie jest w zarządzie NBP, nie będzie mógł zarobić więcej niż 60 procent tego, co prezes. Pensja cały czas będzie bardzo wysoka, bo może wynieść nawet powyżej 20 tysięcy złotych, ale stanie się pensją dużo niższą niż ta, na jaką można liczyć na podobnych stanowiskach w bankach prywatnych.
- Z powodu dwóch osób idziecie na zderzenie z Europejskim Bankiem Centralnym - stwierdził podczas sejmowych obrad Grzegorz Długi.
- Przedstawiacie ustawę gasząc pożar, ale jest gorsza rzecz. Ten pożar gasicie benzyną - alarmował z sejmowej mównicy Mirosław Suchoń z Nowoczesnej.
Ustawa trafi do senatu. Tadeusz Cymański zapewnia, że regulując płace rząd nie chce wylać dziecka z kąpielą. Według nieoficjalnych informacji - PiS rozważa wycofanie się z przepisu o górnej granicy zarobków w NBP.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24