Zdaniem szefa amerykańskiej dyplomacji Rexa Tillersona ustawa jest szkodliwa. Zdaniem polskiego rządu nie jest szkodliwa, tylko źle zrozumiana, ale trudno uznać, że Amerykanie od tygodnia nie rozumieją, o co chodzi.
Gdy najważniejszy sojusznik Polski, kraj, na którym opiera się polska polityka międzynarodowa, pisze, że "jest rozczarowany", to rząd w Polsce musi wiedzieć, że sprawa jest wagi najwyższej. Że to nie prywatna opinia wpływowego polityka, a oficjalna opinia amerykańskiego rządu.
- Jestem gotów rozmawiać ze wszystkimi liderami politycznymi w Polsce o tej sytuacji. Jest dla nas bardzo pomocne, by poznać wszystkie punkty widzenia - oświadczył Paul W. Jones, ambasador USA w Polsce.
Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce spotkał się już z Grzegorzem Schetyną. Szef PO jest także przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Ale kluczowe rozmowy, które już się toczą, są prowadzone z polskim rządem - z udziałem i wysłanników premiera, i ludzi prezydenta.
- Jasno powiedzieliśmy, co nas niepokoi, ale część rozmów będzie poufna. Widzimy bowiem, że to one są najbardziej efektywne - powiedziała Heather Nauert, rzeczniczka Departamentu Stanu USA.
Duże wyzwanie
Ostre oświadczenie amerykańskich władz oznacza, że decyzja prezydenta, czyli skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, ale już po jej podpisaniu, czyli po wejściu w życie, nie była scenariuszem oczekiwanym. Nie zamyka jednak pola do rozmów.
- My ten kontakt cały czas prowadzimy i on jest stały. Przestrzeń dla tego dialogu jest. Natomiast to oświadczenie pokazuje, że jeszcze przed nami duże wyzwanie, jeśli chodzi o wyjaśnienie intencji i treści tej ustawy, i jej zakresu - oświadczył szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski.
- Dziś ci przyjaciele i partnerzy nas pouczają i przede wszystkim są zdumieni tym, co w Polsce się zdarzyło - skomentował Grzegorz Schetyna. - Nie dziwmy się, że USA dochodzą do wniosku, że my specjalnie idziemy na zwarcie - stwierdziła Katarzyna Lubnauer.
- Trzeba poczekać na rozstrzygnięcie, którego dokona Trybunał, my prowadzimy dialog - przekonywała Joanna Kopcińska, rzecznik prasowy rządu.
Trybunał Konstytucyjny może uznać, że przepisy w ustawie PiS są nieprecyzyjne. Taki scenariusz byłby na rękę rządowi, bo byłby wygodnym dla partii rządzącej pretekstem do zmiany ustawy, a to warunek zejścia z kursu kolizyjnego z Izraelem. Tamtejszy rząd na razie spuścił z tonu.
Krytyczne wypowiedzi
- Nie będziemy mówić Polakom, co mają robić, to nie nasza rola. Oczekujemy, jako przyjaciel, że Polska znajdzie drogę, by wyważyć proporcje w mówieniu, że Polacy mordowali Żydów, co jest faktem - mówi reporterowi TVN24 Naftali Bennett, minister edukacji Izraela.
Rząd i prezydent od kilku dni używają argumentu, że dzięki zamieszaniu z polską ustawą, świat ma szanse posłuchać o polskiej historii. To jednak myślenie życzeniowe. W mediach za granicą przebijają się bowiem komentarze, że Polska chce karać więzieniem za odkrywanie niechlubnych kart naszej historii.
Paradoksalnie, bo wbrew zamierzeniom, powtarzane jest nieprawdziwe zdanie o "polskich obozach zagłady". Do tego na przykład "Financial Times" publikuje tekst Jana Tomasza Grossa pod tytułem "Polskie prawo ma na celu fałszowanie historii". Tak polską ustawę widzi spora część świata.
- Trzeba przede wszystkim podpierać się pamięcią o Holokauście, głosić ją wszędzie, regularnie, systematycznie. Każdy element, który mógłby wyczerpać tę pamięć, jest negatywny - ocenił Jean-Yves Le Drian, minister spraw zagranicznych Francji.
Według nieoficjalnych informacji "Faktów" TVN, rząd w Izraelu wysłał dyplomatyczny sygnał do Polski, że mogą ruszyć prace polsko-izraelskiego zespołu. Zostały one wstrzymane po tym, jak ustawę przyjął Senat.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24