Ceny benzyny mocno poszły w górę i na wielu stacjach przekraczają już 7 złotych za litr. Optymizmem nie napawają też słowa prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, z których wynika, że w przyszłym roku wzrosną ceny energii.
"Zbijająca z nóg", "strasznie drogie, zaczęłam chodzić na piechotę" - to reakcje kierowców na ceny paliw, jakie w poniedziałek zszokowały wielu Polaków, bo na niektórych stacjach ceny benzyny przekroczyły już 7 złotych za litr. To wszystko - jak słyszymy - efekt sytuacji geopolitycznej, rozchwiania rynków, skoku ceny ropy do 110 dolarów za bryłkę.
- Już w tym tygodniu średnia cena benzyny 95-oktanowej może wzrosnąć do poziomu około 7,40-7,50 złotych. Natomiast ceny oleju napędowego, póki co, powinny pozostać stabilne - mówi Rafał Zywert analityk BM Reflex.
Nie wolno zapominać, że w Polsce wciąż mamy obniżony VAT na paliwa. Skąd zatem takie ceny? Wywołany do odpowiedzi narodowy koncern paliwowy ustami swego głównego ekonomisty przekonuje, że drożyzna na stacjach to efekt rosnącego popytu.
- Podaż nie nadąża za popytem, nie można tego uzupełnić. Cena musi wzrosnąć po to, żeby ograniczyć popyt - wyjaśnia Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.
Schładzanie rynku trwa i to nie tylko paliwowego. W poniedziałek przyszła też wiadomość z rynku energii. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin zapowiedział, że w przyszłym roku ceny energii elektrycznej mogą wzrosnąć o połowę.
"Przy uwzględnieniu cen energii elektrycznej, która została sprzedana do początku kwietnia 2022 roku, taryfa za samą sprzedaż energii elektrycznej (bez kosztów dystrybucji) może wzrosnąć o 50 procent" - czytamy.
- To są pewne szacunki, które mamy na podstawie tego, co się działo. Nie wiemy, co będzie dalej - mówi Agnieszka Głośniewska, rzecznik prasowy Urzędu Regulacji Energetyki.
Ceny węgla rosną z dnia na dzień - podobnie gazu, na który miała przejść polska energetyka. Wypowiedź prezesa URE to ostrzeżenie, że jest źle.
- Gdyby cena zależała nie od taryfy regulowanej przez Urząd Regulacji Energetyki, a od samego rynku, to mielibyśmy wzrost nie o 50 procent, a o kilkaset procent cen energii, bo po prostu tej energii jest za mało - uważa Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny biznesalert.pl.
Droga druga połowa roku
Podwyżki ceny energii najmocniej już odczuwają firmy.
- Wszystko wskazuje na to, że będziemy musieli po prostu płacić więcej za wszystko, co kupujemy, plus w rachunkach, które od przyszłego roku będą musiały radykalnie wzrosnąć - ocenia Robert Tomaszewski, analityk ds. energetycznych "Polityka Insight".
To, ile płacą Polacy i ile zapłacą od nowego roku, zależy od decyzji urzędu, a wzrost cen energii nie oznacza automatycznie takiego samego wzrostu na rachunku.
- To może być wzrost o 25 procent, o ile inne zmienne pozostaną na tym samym poziomie - wyjaśnia Agnieszka Głośniewska.
Drogi prąd oraz drogie paliwa przełożą się na ceny wszystkich produktów na sklepowych półkach, na usługi, transport, słowem na inflację.
- Chciałbym powiedzieć, że to już jest szczyt: te 12,4 procent, ale realnie musimy się spodziewać w kolejnych miesiącach kolejnych wzrostów cen - mówi Marcin Kalinowski, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku.
Polaków czeka droga druga połowa roku.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24