W poniedziałek trzy połączone komisje zarekomendowały Senatowi odrzucenie w całości ustawy o wyborach korespondencyjnych. Ostateczne głosowanie w izbie wyższej zaplanowane jest na środę, a decydujące o losach ustawy w Sejmie - na czwartek. Prawo i Sprawiedliwość boi się przegranej i próbuje przeciągnąć posłów opozycji na swoją stronę.
W parlamencie ważą się losy ustawy wprowadzającej wybory korespondencyjne. Dlatego wszyscy - od liderów opozycji, przez Jarosława Kaczyńskiego, po Jarosława Gowina - liczą głosy.
Prawo i Sprawiedliwość z ludźmi Zbigniewa Ziobry ma w Sejmie 217 głosów - za mało, by przegłosować Senat.
Cała opozycja ma głosów 225, czyli też za mało, by wygrać głosowanie.
Decydujący głos będzie miało osiemnastu przedstawicieli partii Porozumienia Jarosława Gowina.
I tu kończy się matematyka, a zaczyna polityka.
- Nie wyobrażam sobie, żeby którykolwiek z posłów Porozumienia w tak ważnym głosowaniu mógłby nie pomóc swojemu liderowi i nie stanąć po jego stronie - przekonuje Michał Wypij, jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Gowina.
Jednak rzeczywistość już nie jest tak zero-jedynkowa, bo co najmniej kilkoro posłów Porozumienia jest gotowych poprzeć majowe wybory razem z PiS.
Kuszenie posłów
Prawo i Sprawiedliwość nie ogranicza się jedynie do posłów partii Jarosława Gowina.
W poniedziałek posłanka Agnieszka Ścigaj związana z partią Pawła Kukiza i sejmowym klubem Koalicji Polskiej opisała w rozmowie z "Faktami" TVN, jak w praktyce działają wysłannicy Jarosława Kaczyńskiego, którzy do ostatniej chwili próbują znaleźć większość gotową poprzeć majowe wybory korespondencyjne.
- Docierają pytania do posłów opozycji, w tym do mnie, czy zgodzę się poprzeć (wybory - przyp. red.) i ewentualnie jaką by to miało cenę - mówi Ścigaj. Jednocześnie podkreślając, że nie zagłosuje za majowymi wyborami. - Takie praktyki mają miejsce prawie że na co dzień - dodaje.
Rozmowy, takie jak ta, którą opisała posłanka Ścigaj, Prawo i Sprawiedliwość może prowadzić jedynie do czwartku. Bo tego dnia Sejm będzie głosował nad decyzją, którą do środy ma podjąć Senat. Izba wyższa polskiego parlamentu najprawdopodobniej będzie przeciw ustawie umożliwiającej głosowanie korespondencyjne w maju.
- Ta ustawa jest takim knotem, że aż trudno sobie gorszą wyobrazić - mówił w poniedziałek senator niezależny Wadim Tyszkiewicz.
Te słowa nie spodobały się jednak senatorowi Prawa i Sprawiedliwości Michałowi Pękowi, który zarzucił Tyszkiewiczowi brak poszanowani dla izby. - Używanie takich słów jak "przewał", "gniot" jednak uważam za słowa nieprzystające do godności wysokiego Senatu - mówił Pęk.
- Synonimami gniota są słowa: bubel, chałtura, chłam, lipa. Więc ten "gniot", to najdelikatniejszy z synonimów, które można zastosować w kontekście dokumentu, który jest przedstawiany - odpowiedział senator Leszek Czarnobaj z Platformy Obywatelskiej.
- Te wybory korespondencyjne ani nie były demokratyczne, ani nie były bezpieczne. W związku z tym nie można ich akceptować - podkreślił marszałek Senatu Tomasz Grodzki (PO).
Osiem punktów profesora Zolla
Profesor Andrzej Zoll w ośmiu punktach wymienił, dlaczego wybory korespondencyjnie nie powinny odbyć się w maju. To opinia niezwykle ważna, bo wyraził ją były szef Państwowej Komisji Wyborczej, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i były Rzecznik Praw Obywatelskich. Każdy z tych ośmiu punktów jest miażdżącą krytyką wyborów korespondencyjnych na zasadach, jakie forsuje Prawo i Sprawiedliwość.
W dyskusji, na tydzień przed planowym terminem wyborów jeszcze jeden głos miał znaczenie. Chodzi tutaj o szefa instytucji, która w wolnej Polsce zawsze dbała o to, by wybory odbyły się prawidłowo.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej sędzia Sylwester Marciniak podkreślał, że PKW w "żaden sposób nie została uczestnikiem tego procesu wyborczego"
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN