Izium to kolejny symbol bestialstwa Rosjan. Jeszcze nie do końca odkryty, a już porażający. Miasto zostało obrócone w proch i zmienione w obóz koncentracyjny - z tysiącami torturowanych i zabitych. Po wielu został tylko krzyż z numerem.
Obecnie podczas drogi do Iziumu można natknąć się na opuszczone rosyjskie posterunki, spalony sprzęt i ukraińskich saperów, którzy rozminowują pobocze. Do wschodniej części miasta można wjechać tylko po moście zbudowanym przez saperów. Inne przeprawy zostały wysadzone w powietrze. W samym Iziumie panuje względny spokój, ale w tej części Ukrainy nie ma teraz bezpiecznych miejsc. Według władz miasta 80 procent budynków zostało zniszczonych. Największe spustoszenie siały bomby lotnicze.
W czasie walk o miasto i rosyjskiej okupacji życie przeniosło się pod ziemię. Mieszkańcy żyli przy świeczkach i latarkach. Piwnice dawały złudne poczucie bezpieczeństwa. Niektórzy nie wytrzymywali, i mimo zagrożenia wracali do mieszkań. - Starałam się już na nic nie zwracać uwagi, bo od strachu było tylko gorzej. Myślałam "czego mam się bać? Co będzie to będzie". Wielu ludzi nie żyje. Najgorzej było, gdy na moich oczach ginęli sąsiedzi - wspomina mieszkanka Iziumu Walentyna.
Masowa mogiła
Zabitych chowano najpierw na ulicy. Później Rosjanie przenieśli prawie pół tysiąca ciał na prowizoryczny cmentarz pod miastem. Bliscy zabitych dostali tylko informację o numerze na krzyżu. - Moja żona kochała kwiaty, a ja nawet nie mogłem ich przynieść na grób. Mieliśmy całe mieszkanie w kwiatach. Mieszkanie się spaliło. Najpierw zrobili z nas bezdomnych, a potem zabrali mi rodzinę - mówi Fiodor, mieszkaniec Iziumu.
Na początku sierpnia Rosjanie wprowadzili godzinę policyjną, która trwała całą dobę. Mieszkańcy nie mieli nawet jak zdobyć jedzenia. - Wszędzie wisiały obwieszczenia: "kto narusza reżim godziny policyjnej, będzie wysłany na roboty publiczne" - opowiada Walentyna.
Morze gruzów
Katrina powinna być w dziewiątej klasie, ale od lutego nie była w szkole, bo jej szkoła została zniszczona. Rosjanie zamienili ją w swoją bazę. - Była bardzo ładna (szkoła - przyp. red.). Niedawno ją wyremontowali. I co teraz zrobili? Po prostu brak słów - mówi Katrina. W czasie okupacji - dzieci z Iziumu nie chodziły do szkoły.
Gazu w Iziumie nie ma od ponad pół roku, dlatego gotuje się teraz na ogniu. Produkty przywożą wolontariusze. Ustawiony przez ukraińskich żołnierzy generator i modem satelitarny to jedyna szansa, by naładować komórkę i zadzwonić do najbliższych z informacją, że już wszystko dobrze.
Po prawie sześciu miesiącach Izium znowu jest ukraiński, ale to teraz morze gruzów i miasto widmo, do którego prawie nikt nie chce wracać.
Autor: Paweł Szot / Źródło: Fakty TVN