Komendant wojewódzki, jego zastępca i komendant miejski do dymisji. Policja przeprasza i po roku chwali się, że "działa szybko". To skandal - mówi wiceminister sprawiedliwości, komentując tortury w policyjnej toalecie, ale rocznego śledztwa prokuratury, w czasie którego nikt nie usłyszał zarzutów, skandalem nie nazywa. Minister spraw wewnętrznych dziennikarzom nie odpowiada, a kiedy pytamy, czy za tortury odpowie wiceminister MSWiA zajmujący się działalnością policji, słyszymy, że przecież "go tam nie było".
Minister Spraw Wewnętrznych unikał w poniedziałek trudnych pytań o to, czy ktoś powinien odpowiedzieć politycznie za to, co stało się rok temu we wrocławskim komisariacie. Jego zastępca, który bezpośrednio nadzoruje policję, odwołał nawet swoją wizytę w Białymstoku
Odbyły się natomiast konferencje dwojga rzeczników. Przerzucali się odpowiedzialnością, nie dając odpowiedzi na to, kto powinien ponieść odpowiedzialność polityczną za sprawę torturowania Igora Stachowiaka przez policjantów i tego, że przez rok nikt nie poniósł za to kary.
- Czekaliśmy na decyzję prokuratury - mówił mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji i dodał, że "Komendant Główny był przekonany, że dalej wszystko będzie się toczyć". Natomiast Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, mówiła, że "prokurator nie stawia zarzutów ot tak, bo mu się podoba".
"Oczywista stała się konieczność dokonania analizy"
Prokuratura, która przed południem nie widziała w nagraniu powodów, by stawiać zarzuty, przed 19:00 dostrzegła, że "oczywista stała się konieczność dokonania analizy zachowania funkcjonariuszy policji pod kątem artykułu 247 Kodeksu Karnego, czyli znęcania się nad osobą pozbawioną wolności".
Dopiero dziś, rok po śmierci w komisariacie, prokuratura mówi o nowych zarzutach. Dopiero dziś, po o emisji reportażu "Superwzjera", kierownictwo MSW zdecydowało o fali dymisji we wrocławskiej policji. Choć raport z kontroli we wrocławskim komisariacie znał przynajmniej wiceminister.
Prokurator zaś uznał, że nagranie pokazujące w jaki sposób traktowany był 25-latek, nie było powodem do stawiania zarzutów komukolwiek. Choć wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł po obejrzeniu nagrania stwierdził, że "to byli bandyci w mundurach".
Do niedzieli jedyną karą było trzymiesięczne zawieszenie policjanta, który użył paralizatora. - To zdarzenie będzie świadczyło o tym, czy istnieje cywilny nadzór nad służbami i o tym, czy istnieje odpowiedzialność polityczna - mówi Marek Biernacki (PO), były minister spraw wewnętrznych i administracji (1999-2001) i były minister sprawiedliwości (2013-2014).
Chronologia
Z władz resortu przynajmniej wiceminister Jarosław Zieliński mógł znać nagranie zarejestrowane przez kamerę z paralizatora od blisko roku. Ważna jest tu chronologia. 15 maja zeszłego roku Igor Stachowiak umiera na komisariacie we Wrocławiu. Cztery dni później głos zabiera minister spraw wewnętrznych. Wtedy, 19 maja 2016 roku, minister Błaszczak mówił o tym, że sprawę wyjaśni, bo tym się różni od poprzedniego ministra, że "poważnie podochodzi do sprawy".
Po trzech tygodniach, 9 czerwca, w Sejmie na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji pojawia się wiceminister bezpośrednio nadzorujący policję. Stenogram z tego wystąpienia znajduje się w archiwum sejmowym.
Jarosław Zieliński mówił wtedy: "jako niewłaściwe oceniono między innymi drugie użycie paralizatora, które nastąpiło w stosunku do osoby mającej już założone kajdanki (...). Przeciwko policjantowi używającemu paralizatora komendant miejski Policji we Wrocławiu wszczął postępowanie dyscyplinarne, a następnie zawiesił go w czynnościach służbowych na okres trzech miesięcy".
9 czerwca, 11 miesięcy temu, Jarosław Zieliński znał już szczegółowe wyniki kontroli we Wrocławiu. Potwierdził też, że przekazał je Mariuszowi Błaszczakowi. 11 miesięcy temu wiedział już, że paralizatora użyto "niewłaściwie". Jeszcze raz 16 czerwca, publicznie potwierdził, że raport zna.
Żądanie dymisji
Policja potwierdziła, że nagranie wyemitowane w "Superwizjerze" od początku było w rękach kontrolerów, czyli musiało być opisane w raporcie, o którym mówił wiceminister, z którego wnioski znał także minister. Od prawie roku.
Sejmowa opozycja domaga się dymisji kierownictwa MSWiA. Jednak to, co tak oczywiste dla opozycji, nie jest równie klarowne dla PiS. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski (PiS na pytanie czy pan minister Zieliński powinien ponieść odpowiedzialność polityczną odpowiedział jedynie: "tam nie było ministra Zielińskiego, tylko ci policjanci".
Platforma zapowiedziała także wniosek o komisję śledczą.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN