Tłumy zdesperowanych pacjentów w siedzibie mazowieckiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Osoby schorowane i niepełnosprawne chciały złożyć tak zwane zapotrzebowanie na wyroby medyczne. Ci, którzy nie przyszli o świcie, zastali kolejkę liczącą setki osób.
Przykra niespodzianka spotkała pod koniec roku schorowanych warszawiaków, którzy w poniedziałek postanowili w siedzibie mazowieckiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia złożyć tak zwane zapotrzebowanie na wyroby medyczne. Takie wnioski obejmują wszystko: od pieluchomajtek począwszy, a na wózkach inwalidzkich skończywszy.
Nieprzebrany tłum niepełnosprawnych i starszych osób koczował w siedzibie NFZ od świtu. Nie wszyscy zostali obsłużeni. - Zrezygnowałem. Mój numerek był sześćset któryś - mówi jedna osób.
"Nic nie stało na przeszkodzie, żeby przyjść wcześniej"
Urzędnicy twierdzą, że pacjenci sami są temu winni, bo mogli przyjść przed świętami.
- Tak to najczęściej jest, że pewne rzeczy zostawiamy na ostatni moment. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby przyjść wcześniej - mówi Andrzej Troszyński, rzecznik prasowy mazowieckiego oddziału NFZ.
Doktor Grzegorz Luboiński, onkolog, który też stał w wielogodzinnej kolejce przed siedzibą NFZ, twierdzi, że Fundusz nie jest bez winy.
- Niedopuszczalne jest, żeby to było jedno miejsce w Warszawie. To jest niemałe miasto. Na Chałubińskiego nie ma żadnego normalnego dojazdu. Część ludzi to są ludzie z trudnościami w poruszaniu się. Nie ma blisko przystanku autobusowego, nie ma blisko przystanku tramwajowego - mówi onkolog dr Grzegorz Luboiński.
Takie sceny do tej pory powtarzają się w siedzibie NFZ pod koniec każdego roku. Fundusz zapewnia, że taki bałagan już się więcej nie powtórzy. Od nowego roku ma być łatwiej, bo każdy będzie mógł sprawę załatwić przez internet.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN