Ta sprawa nie ma nic wspólnego z prokuratorskimi zarzutami. To historia obyczajowa, która ma kompromitować posła Stanisława Gawłowskiego. Twierdzi on w oświadczeniu, że legalnie wynajmował swoje mieszkanie w Szczecinie i miał nie wiedzieć, że lokatorka świadczy usługi seksualne.
Kamienica w centrum Szczecina. To właśnie w tym budynku kobieta, która wynajmuje mieszkanie od posła PO Stanisława Gawłowskiego, miała świadczyć usługi seksualne.
Dziś nikt nie otwierał drzwi. Sam poseł, który od miesiąca jest w areszcie, poprzez pełnomocnika tłumaczy, że nie wie co dzieje się w jego mieszkaniu. - Kategorycznie stwierdzam, że nie miałem żadnej wiedzy, aby w wynajmowanym mieszkaniu świadczone były przez najemcę usługi wątpliwie moralne - stwierdza Rafał Wiechecki, pełnomocnik Stanisława Gawłowskiego. W wydanym oświadczeniu poseł Gawłowski przyznaje, że mieszkanie wynajmuje od dwóch lat. Z osobą wynajmującą widział się tylko raz, przy podpisywaniu umowy. Próbowaliśmy telefonicznie rozmawiać z kobietą, która wynajmuje lokal, ale przerwała rozmowę. W rozmowie z Onetem przyznała jednak, że spotyka się w mieszkaniu z mężczyznami w konkretnym celu.
"To jest wstyd dla Pomorza Środkowego"
- Po pierwsze, to nie jest żadna agencja. Miałam działalność gospodarczą, gastronomiczną. Wzięłam duży kredyt, który przestałam spłacać. Komornik na mnie wisiał. No i zaczęłam się spotykać z mężczyznami na sponsoring. Tak sobie po prostu dorabiałam - twierdzi kobieta. Kobieta utrzymuje, że zarówno poseł Gawłowski, jak i jego żona o niczym nie wiedzieli. - To jest wstyd dla Pomorza Środkowego, dla Koszalina, dla mieszkańców regionu. Osoby pełniące funkcje publiczne powinny dołożyć wszelkiej staranności, żeby wiedzieć, kto wynajmuje u nich mieszkanie - wypowiada się Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. W wydanym oświadczeniu poseł Gawłowski twierdzi, że o całej sprawie dowiedział się będąc areszcie. Dzisiaj upoważnił mecenasa do natychmiastowego rozwiązania umowy najmu. Zarówno Stanisław Gawłowski, jak i jego partyjni koledzy utrzymują, że ujawnienie tych informacji miało być kolejnym politycznym uderzeniem w niego i Platformę. - Przeżywaliśmy już z posłem Robertem Kropiwnickim tego rodzaju zarzuty ze strony polityków PiS i okazały się one fałszywe. Tym bardziej na miejscu polityków PiS bym się nie rozpędzał - twierdzi Rafał Grupiński z PO. - Liczymy na to, że w jak najkrótszym czasie poseł Gawłowski będzie miał szanse bronić przed niezawisłym sądem swojego dobrego imienia - mówi Robert Tyszkiewicz z PO. Śledczy postawili posłowi pięć zarzutów w tym trzy korupcyjne. Jako wiceminister środowiska miał przyjąć łapówkę, prawie dwieście tysięcy złotych i dwa zegarki.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN