Prezydenckie weta do ustaw o sądownictwie cały czas są nierozpatrzone, a posłowie nie głosowali nad ich przyjęciem lub odrzuceniem. Dlaczego? Może to wyjście awaryjne na wypadek, gdyby Andrzej Duda nie podpisał nowych ustaw.
Prezydenckie weta z lipca zostały zgłoszone, wpłynęły do Sejmu i słuch po nich zaginął.
- Sejm się tą sprawą nie zajął, a i sam pan prezydent zapomniał chyba o swoich decyzjach, bo nie przypomina o nich marszałkowi - tak sytuację ocenia były premier Leszek Miller.
Nie przypomina, choć pewnie by mógł, ale zgodnie z prawem niewiele by to dało. Według prezydenckiego ministra winna jest nieprecyzyjna konstytucja, która mówi, ile czasu ma głowa państwa na weto, ale nie mówi, ile parlament ma na odpowiedź.
- Trudno też winić parlament, że tego weta nie rozpatruje. Korzysta z tego, że w konstytucji nie jest to jasno zapisane - twierdzi Krzysztof Łapiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.
Projekt utknął
Nie jest jasno zapisane, ale to nie zmienia faktu, że dość kuriozalnie wygląda sytuacja, gdy w Sejmie toczą się prace nad nowymi projektami, a stary proces legislacyjny tak naprawdę nie został zakończony. Z woli marszałka.
- Robi wszystko, żeby weta nie trafiły na obrady izby plenarnej, żeby PiS nie przegrał tego głosowania, więc schował je do zamrażarki - tak działania marszałka ocenia Sławomir Neumann z Platformy Obywatelskiej.
- Wiadomo, że ze względów politycznych one nie będą rozpatrzone, żeby nie zaostrzać relacji między PiS i prezydentem - uważa Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu z Kukiz'15.
"Normalne negocjacje polityczne"
- Z całym szacunkiem, marszałek ma uprawnienia i z nich korzysta, bo my nie wiemy, jak dokładnie zakończy się dyskusja o reformie sądownictwa. W związku z tym nie wiemy, jak będzie można odnieść się do tych wet. To są normalne negocjacje polityczne - mówi Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości.
Te słowa bardzo dobrze pokazują, o co może chodzić w grze wetem. Hipotetycznie, prezydent, widząc, co się dzieje z jego projektami w Sejmie, mógłby je wycofać. Wtedy PiS mogłoby do gry wprowadzić stare ustawy i weto.
- To jest taki bat, który wisi nad Pałacem Prezydenckim. PiS zawsze ma taką furtkę, żeby móc te weta przegłosować i uzbierać jakimś cudem większość - uważa Paulina Hennig-Kloska z .Nowoczesnej.
Na złość prezydentowi?
Niekoniecznie cudem. Bo wprawdzie PiS nie ma tylu posłów, by samodzielnie weto odrzucić - zgodnie z prawem trzeba trzech piątych głosów, a do tej liczby rządzącym jeszcze sporo brakuje, ale konstytucja mówi, że tę większość trzeba osiągnąć przy udziale co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Ponad połowa to sam klub PiS, a że już w zeszłym roku udowodniono, że w praktyce można uznać posiedzenie klubu za posiedzenie Sejmu - PiS bez problemu weta by odrzuciło.
A to jeszcze inny hipotetyczny scenariusz.
- Można sobie wyobrazić, że PiS na złość prezydentowi odrzuci jego weto już po uchwaleniu obecnych ustaw. Wtedy w jednym miejscu będziemy mieli dwie równoległe ustawy - mówi Borys Budka z PO.
A razem z tym - chaos.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN