Od 1 kwietnia chorzy na stwardnienie rozsiane (SM) będą mieli łatwiej. Będą mogli dostawać leki podskórnie, a nie tylko dożylnie. W trzech czwartych przypadków na SM cierpią kobiety przed 45. rokiem życia. Przy okazji nowej wiadomości o podawaniu leku warto przypomnieć, że leczenie trzeba rozpocząć jak najszybciej, bo skuteczne jest tylko na początku choroby.
Pani Paulina Czech, chociaż zawsze dbała o zdrowie, nagle zaczęła tracić wzrok. - Przestałam widzieć na oko, oko było niejasne. Wydawało mi się, że przez pływanie na basenie - opowiada kobieta. To jednak nie był basen. Podobnie jak przyczyną kłopotów pani Agnieszki Gadeckiej nie były niedobory magnezu. - Aż się zaczęłam przewracać i już przestałam się okłamywać, i jest jakaś przyczyna tego, bo to nie jest tak, że brak magnezu - mówi pani Agnieszka.
Sztywne mięśnie, zwykłe przemęczenie, ból głowy i wiele innych bagatelizowanych objawów to też może być początek stwardnienia rozsianego. - Najbardziej doskwierały mi zaburzenia równowagi i to, że traciłam przytomność, robiło mi się słabo, natomiast żaden lekarz nie skojarzył tego ze stwardnieniem rozsianym - wspomina Monika Łada, prezeska Fundacji StwardnienieRozsiane.info.
Trzy czwarte przypadków stwardnienia rozsianego to kobiety, i to te aktywne - poniżej 45. roku życia. Stwardnienie rozsiane, niszcząc wzrok i odbierając władzę w kończynach, może bardzo szybko im tę aktywność odebrać, dlatego nie powinny przegapić szansy na leczenie, bo jest ono skuteczne tylko na początku choroby.
- Pacjent ma pierwsze objawy i powinien trafić do neurologa tak, żeby rozpoznać, i wtedy już nie ma większego problemu z rozpoczęciem leczenia - wskazuje prof. Bartosz Karaszewski, neurolog z Uniwersyteckiego Centrum Medycznego w Gdańsku.
Dla wielu pacjentów jest za późno
W Polsce mamy obecnie wiele leków refundowanych, które co prawda nie leczą stwardnienia rozsianego, ale skutecznie hamują jego rozwój. - Tu się dokonał wielki postęp i mamy w tej chwili duże możliwości kontroli nad tą chorobą. Zupełnie sytuacja jest inna, niż była jeszcze kilkanaście lat temu - podkreśla prof. Krzysztof Selmaj, neurolog z Centrum Neurologii w Łodzi.
Dawniej sytuacja była fatalna. W 2000 roku "Fakty" TVN opowiedziały historię pani Izabeli, chorej na stwardnienie rozsiane. Choroba niszczyła jej wzrok, w aptece wydawała na leki tysiąc złotych miesięcznie. To była wówczas fortuna. Nie było jej stać na pierwszy lek hamujący SM - już wtedy zarejestrowany, ale nie wprowadzony na listę refundacyjną. - Nie ma tam ani jednego preparatu, który ja przyjmuję, stąd będę chora przewlekle w świetle prawa, ale zarówna ja, jak i wielu innych chorych, niewiele na tym zyskamy - mówiła wtedy pani Izabela Czarnecka-Walicka.
Pacjentkę udało się odnaleźć po 24 latach od reportażu. W jednym oku wzrok straciła już zupełnie, drugim widzi słabo, gorzej słyszy, jeździ na wózku inwalidzkim. Teraz jednak leków, o których wtedy marzyła i które są już dostępne na wyciągnięcie ręki, nie przyjmuje. - Teraz jest już na to leczenie dla mnie za późno. Wtedy go nie było wystarczająco, a teraz jest dla mnie za późno. Czas minął - wyjaśnia pani Izabela.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN