Lekarze apelują i zachęcają, by zgłaszać się do programu wczesnego wykrywania raka płuc. Program właśnie rusza. Pacjentów nie brakuje, ale trzeba przezwyciężyć lęk przed COVID-em, albo wykazać się cierpliwością i determinacją w walce z systemem.
Pani Teresa jest pacjentką Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. Pacjentka jest w tej chwili w dobrych rękach, ale to co przeszła w ostatnich miesiącach, to prawdziwy koszmar. W kwietniu zgłosiła się do lekarza rodzinnego sygnalizując, że bardzo źle się czuje.
- Nie mogę, mówię, w ogóle sobie poradzić. Ja z małego pokoju, mówię, do łazienki to muszę iść po ścianie, bo mi jest bardzo niedobrze - opowiadała w kwietniu pani Teresa i dodała, że pani doktor zaproponowała jej profilaktycznie trzy dawki antybiotyku.
Antybiotyk jednak na guz nowotworowy w płucach nie pomógł, bo pomóc nie mógł. Pacjentka ponownie w sierpniu zgłosiła się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Tym razem lekarz przepisuje pani Teresie środki przeciwbólowe. Te na nowotwór też nie pomagają. W ciągu pięciu miesięcy pacjentkę z nowotworem płuc trzy razy przyjmują lekarze POZ. Trzy razy przez telefon. Nie badają i nie kierują na żadne badania, nawet na zwykłe prześwietlenie.
U pani Teresy zmiany spowodowane guzem w okolicy mostka były widoczne gołym okiem. Żeby to jednak zobaczyć, trzeba widzieć pacjenta. Tak jest niestety w całym kraju. System nie radzi sobie ze skuteczną walką z koronawirusem i rakiem jednocześnie.
Stracono cenny czas
- W ostatnim czasie zbyt wielu pacjentów zgłasza się do nas z nowotworami w stadium zaawansowania znacznie poważniejszym niż to było w poprzednich latach - mówi doktor habilitowany Sławomir Mrowiec z Oddziału Chirurgii Przewodu Pokarmowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Część pacjentów przychodzi do nas, już jako chirurgów, z chorobą nieresekcyjną. W takim stadium zaawansowania, w którym już pacjentowi nie możemy pomóc - opowiada doktor habilitowana Katarzyna Kuśnierz z Oddziału Chirurgii Przewodu Pokarmowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, Śląskiego Uniwersytetu medycznego.
Zdesperowana pani Teresa ostatecznie bez skierowania poszła do pulmonologa, który wreszcie skierował ją na badania. Profesor Tadeusz Orłowski przyznaje, że w przypadku pani Teresy stracony został bardzo cenny czas.
- Jednak między kwietniem a październikiem czy wrześniem, kiedy chora się zgłosiła do nas, minęło prawie pół roku. Wydaje nam się, że leczenie byłoby bardziej skuteczne, gdyby było rozpoczęte w kwietniu - uważa profesor Tadeusz Orłowski z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24