Ministerstwo obrony narodowej w środę podpisało kontrakty na dwa miliardy złotych na nowe okręty dla polskiej Marynarki, a szef resortu Antoni Macierewicz chwalił się, że MON w pełni wykorzystuje swój budżet na modernizację armii. Eksperci zwracają jednak uwagę, że zakupy MON nie są do końca przemyślane.
Ministerstwo Obrony Narodowej świętuje. Wszystkie siły zostały rzucone, aby chwalić się wykonaniem budżetu na modernizacje armii. - Celem jest sprawienie, by polska armia była w stanie samodzielnie sprostać każdemu przeciwnikowi - przekonywał w środę Antoni Macierewicz.
Na listę swoich sukcesów minister obrony dopisał w środę trzy okręty, które do Marynarki Wojennej zaczną trafiać po 2020 roku. Umowę - trzy godziny przed konferencją Macierewicza - dopiął wiceminister obrony Bartosz Kownacki. - Słowo, w czas świąteczny, uległo dziś materializacji - mówił Kownacki.
Potrzeba modernizacji
Marynarka Wojenna wymaga miliardów złotych inwestycji, bo świetni żołnierze służą na okrętach, które powinny być obiektami muzealnymi. Niektóre mają pół wieku i dalej służą.
Dlatego konieczności modernizacji nikt nie kwestionuje. Jednak zarówno niszczyciel min i okręt ratowniczy, czyli najnowsze zakupy MON, to okręty do wspomagania okrętów bojowych. I to istota problemu, bo obecnie nie ma czego wspomagać. Wciąż nie ma nawet podpisanych umów choćby na okręty podwodne.
MON o datach mówi bardzo ostrożnie, aby nikt im nie wypominał, że umowy na okręty podwodne miały być podpisane do końca tego roku. Nie będą. - Brakuje nam już dosłownie kilku informacji - broni się minister Kownacki. Eksperci nie kryją zaniepokojenia. - Trzeba ustalić to jakie są priorytety w Marynarce Wojennej. Nie można robić tego na zasadzie takiej, że wchodzi się do sklepu i kupuje to, co jest na półce, a nie to co jest potrzebne - komentuje kontradmirał Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24.pl.
Problemy z obroną powietrzną
Armia może się pochwalić między innymi nowoczesnymi karabinkami. Jednak daleko jest, aby mówić o cywilizacyjnym skoku, czy nawet o zapowiadanym przełomie. Ten rok minister obrony, sam to deklarował, miał kończyć z podpisanymi umowami na system obrony przeciwrakietowej. Nie skończy. Negocjacje trwają.
- Priorytetem była obrona powietrzna, której nie ma, bo kontrakty są niepodpisane. Następnie - śmigłowce - zarówno uderzeniowe jak i transportowe - których nie mamy - przypomina gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO.
Sprawa z przetargiem na caracale dawno już urosła do rangi symbolu, bo już po zerwaniu negocjacji z Francuzami - w października 2016 roku - minister Macierewicz, zapewniał, że "już w tym roku zostaną dostarczone przynajmniej pierwsze dwa helikoptery z Mielca.
Rok i dwa miesiące po tej deklaracji, brak śmigłowców nie jest już jedynie palącym problemem polskiej armii, ale również politycznym problemem szefa MON.
- Mieliśmy mieć śmigłowce dla polskiej armii - nie mamy ich (...) Uważam, że jeżeli okaże się, iż modernizacja nie jest prowadzona sprawnie, to chociażby z tej przyczyny zmiana jakaś będzie potrzebna - mówił w Polsat News prezydent Andrzej Duda.
- Nie może już zwalać na poprzedników, jak to robił w pierwszym okresie. Sam pewne rzeczy obiecał, sam podał pewne terminy - dodaje Tomasz Siemoniak, poseł PO i były szef MON.
Sondaż: Macierewicz do dymisji
W sondażu zrealizowany na zlecenie "Faktów" TVN i TVN24 padło pytanie, czy minister obrony powinien zostać zdymisjonowany.
Prawie 60 procent pytanych nie chce Antoniego Macierewicza w rządzie Mateusza Morawieckiego. 26 procent uważa, że minister obrony powinien pozostać na stanowisku. To znacznie mniej osób, niż deklaruje poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości.
Premier Morawiecki zapowiedział w środę, że do zmian w rządzie dojdzie po święcie Trzech Króli, czyli po 6 stycznia.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN