Ma 29 lat, wykształcenie prawnicze i pracę za pół miliona złotych rocznie w Banku Światowym. Syn Mariusza Kamińskiego - koordynatora służb specjalnych - trafił tam z rekomendacji NBP. Dlatego wracają pytania o nepotyzm i wiarygodność słów rzeczniczki rządu o tym, że "dzieci polityków są młode, zdolne, wykształcone" i nie potrzebują pomocy mamy ani taty.
- Jarosław Kaczyński nic o takim zatrudnieniu nie wiedział - tym oświadczeniem rzeczniczka partii rozpoczęła wtorkową konferencję prasową. Zapowiedziała też wyjaśnienie sprawy. Jednak ostatecznie stwierdziła, że syn wiceprezesa PiS-u ma odpowiednie doświadczenie do pracy w Banku Światowym.
- Będziemy sprawę wyjaśniać. Ale nie posuwajmy się do takich absurdów, żeby ludzie, którzy mają przygotowanie merytoryczne, mają wykształcenie, mają kwalifikacje, tylko dlatego, że są spokrewnieni z takim czy innym politykiem, byli wyłączeni z życia zawodowego - przekonywała Beata Mazurek.
W przypadku, o którym mówiła rzeczniczka PiS, chodzi o pracę doradcy zastępcy dyrektora wykonawczego w Banku Światowym.
29-letni Kacper Kamiński jest od lat związany z PiS-em - w latach 2010-2015 był radnym partii Jarosława Kaczyńskiego w Otwocku. Z wykształcenia jest prawnikiem - jak podkreśla jego ojciec - ze specjalizacją prawa gospodarczego.
Wcześniej Kacper Kamiński pracował między innymi w Parlamencie Europejskim, gdzie był doradcą w Komisji Budżetowej z ramienia Europejskich Konserwatystów i Reformatorów - frakcji, do której należy PiS.
Jak potwierdził "Faktom" TVN Narodowy Bank Polski, kandydaturę Kacpra Kamińskiego do Banku Światowego przedstawiał prezes Glapiński. Jednak ostateczną decyzję podjął Dyrektor Wykonawczy.
Zarobki na stanowisku doradcy mają oscylować wokół pół miliona złotych rocznie.
Oświadczenia Kamińskich
- Tu powinna być pełna transparentność. Ja nie mówię, że syn pana Kamińskiego nie może pracować w Banku Światowym, tylko on tam został wysłany przez NBP. On to jako fuchę dostał - ocenia jednak Ryszard Petru.
Takie zarzuty - w swoich oświadczeniach - odpierają obaj Kamińscy.
"Mój ojciec nie miał żadnego wpływu na wybraną przeze mnie drogę zawodową i w żaden sposób nie ułatwiał mi ani nie udzielał pomocy w zatrudnieniu mnie w Banku Światowym" - napisał Kacper Kamiński.
Minister Kamiński dodaje, że z nikim o zatrudnieniu syna nigdy nie rozmawiał. I że syn zdobył pracę samodzielnie po rozmowie kwalifikacyjnej.
"Mój Syn nie jest pracownikiem NBP, a w Banku Światowym został zatrudniony na wniosek Dyrektora Wykonawczego Banku Światowego, obywatela Szwajcarii" - napisał koordynator służb specjalnych. - Dzieci polityków, nasze dzieci, są młode, zdolne, wykształcone, znają języki i dokonują własnych wyborów życiowych. I naprawdę, nie potrzebują do tego mamy czy taty - mówi, pytana o sprawę, rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. Kpiła też z oskarżeń o nepotyzm. - Należałoby dzieci polityków wywieźć na bezludną wyspę - dodała.
Miał być rejestr
Takie upraszczanie dyskusji i sprowadzanie jej do stwierdzenia, że "dzieci polityków też muszą gdzieś pracować" do złudzenia przypomina to, co 10 lat temu mówili ludowcy, gdy to za rządów PO-PSL pojawił się problem członków rodzin w instytucjach państwowych.
- Gdzie oni mają pracować? Gdzieś za granicą? - pytał w radiu TOK FM w 2008 roku Waldemar Pawlak.
Wtedy każdą taką pracę dla syna, brata czy córki politycy PiS-u wrzucali do worka z napisem "nepotyzm", a pod hasłem "transparentność" przygotowali nawet projekt ustawy o centralnym rejestrze oświadczeń, gdzie informacje o członkach rodzin i działaczy partyjnych zatrudnionych w administracji rządowej i spółkach Skarbu Państwa miały być publiczne.
- Tego typu publiczne jawne informacje mogą ukrócić ten proceder - przekonywał w 2012 roku Dawid Jackiewicz. Po wyborach pomysł przepadł. Politycy Platformy domagają się, by - z uwagi na pracę syna - premier wyłączył z nadzoru nad śledztwem w sprawie KNF koordynatora do spraw służb specjalnych.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24