Prezes LOT nie poda się do dymisji. O postulatach strajkujących mówi - "absurdalne". Ale sytuacja jest coraz poważniejsza. Połączenia są odwoływane, kolejny kapitan odmówił wykonania lotu. Urząd Lotnictwa Cywilnego pyta o bezpieczeństwo samolotów i pasażerów.
Urząd Lotnictwa Cywilnego skierował do LOT-u dodatkowe kontrole, sprawdzane są certyfikaty i pozwolenia każdej załogi, która brała udział w rejsach od osiemnastego października. A wszystko to z powodu informacji, do których dotarł dziennikarz tvn24.pl.
- W piątek okazało się, że w przypadku dwóch rejsów - do Toronto i do Tokio - brakowało stewardes, które miały uprawnienia żeby być szefowymi pokładu - mówi Grzegorz Łakomski, dziennikarz tvn24.pl.
Wtedy zaczęto gorączkowo poszukiwać stewardes, i rozsyłać pisma z podpisem członka zarządu, do osób, które nie miały wymaganych certyfikatów, ale ewentualnie mogłyby objąć stanowisko szefa pokładu - mimo, że było to złamanie wewnętrznych zasad LOT - co potwierdza ULC.
- Nie zostały naruszone procedury europejskie, natomiast urząd wskazał na niespójności w obszarze wewnętrznych procedur LOT - przyznaje Karina Lisowska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Urząd dostał w środę wniosek LOT-u o zgodę na zmianę wewnętrznych przepisów, by na długich trasach szefem pokładu mogła być osoba z nieco niższymi kwalifikacjami niż dotychczas. Według władz - LOT spełnia wszelkie procedury bezpieczeństwa, ale osoby protestujące - próbą zmiany instrukcji są zaniepokojone.
- Pamiętajcie, że nasze koleżanki nie są od podawania kawy. Ich główną rolą na pokładzie jest wyprowadzenie pasażerów, w razie gdyby doszło do sytuacji awaryjnej - mówi pilot Stanisław Małysa.
Dynamiczna sytuacja
Z powodu strajku odwołano loty - a pilot, który wcześniej odmówił rejsu do Toronto dostał przedsądowe wezwanie do zapłaty ponad sześciuset tysięcy złotych za straty, wywołane udziałem w strajku, który - według władz spółki, powołujących się na decyzję sądu - jest nielegalny
Według związkowców sytuacja od czasu ich wydania - bardzo się zmieniła.
- W międzyczasie ogłosiliśmy strajk w obronie naszej zwolnionej działaczki związkowej, Moniki Żelazik - i to jest ten strajk - mówi Agnieszka Szelągowska ze Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
- Jeśli przedmiotem strajku jest zwolnienie pani Moniki Żelazik, to przed strajkiem powinno było się odbyć referendum w sprawie Moniki Żelazik. Jeśli przedmiotem jest regulacja wynagrodzenia z 2010 - to nie może się odbyć dlatego, że referendum w tej sprawie zostało zablokowane przez sąd - twierdzi Adrian Kubicki, rzecznik prasowy PPL LOT.
Będzie kompromis?
Kto ma rację, kto powinien ustąpić - o to reporter "Faktów" TVN pytał między innymi na zjeździe Solidarności.
- Nie mam wiedzy. Związek Zawodowy Solidarność nie jest stroną w tym sporze - odpowiada Piotr Duda, przewodniczący NSZZ "Solidarność". Dodał jednak, że sprawą powinna się zająć Rada Dialogu Społecznego.
Jej przewodnicząca minister Elżbieta Rafalska twierdzi, że "dopóki trwają rozmowy między związkami zawodowymi, a zarządem PLL LOT, to jest ciągle szansa na zawarcie kompromisu i na porozumienie".
Problem w tym, że między władzami PLL LOT, a związkami rozmowy w praktyce się nie toczą. Według wielu - z powodu osoby prezesa.
- To jest osoba, która nie nadaje się do kierowania żadną spółką, ponieważ nie ma kompetencji, które związane są z zarządzaniem ludźmi - tak prezesa ocenia ekonomista i były minister gospodarki, pracy i polityki społecznej prof. Jerzy Hausner.
- Nie planuję odejścia, z pewnością nie podam się do dymisji - odpowiada prezes Polskich Lini Lotniczych LOT Rafał Milczarski.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN