W Poznaniu zburzono 90-letni kościół, który miał trafić na listę zabytków. Na wyburzenie nie było zgody urzędów, ale proboszcz parafii tłumaczy, że wykonywał jedynie wolę wiernych. Ci jednak są podzieleni.
- Bogu dziękować, że to jest zburzone - mówi o decyzji proboszcza Adela Łeszyk, mieszkanka poznańskiego Moraska - Najstarsza parafianka nasza, w sobotę, kiedy szła do kościoła, powiedziała do mnie: księże proboszczu, bardzo dobrze, wykonał ksiądz wolę naszych ojców - dodaje proboszcz parafii pod wezwaniem Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Morasku ks. Tomasz Kulka. Po kościele, który przetrwał wojnę, został mizerny ślad, niedługo nie będzie nawet tego. Stowarzyszenie, które walczyło by w nieczynnym kościele powstała galeria albo miejsce festiwalowe, dziś przyznaje, że za mało zrobiono by uratować budynek. - Właśnie chyba zabrakło takiej bożej podpowiedzi, żeby wstawić się za uratowaniem tego - mówi Dariusz Jagodziński ze Stowarzyszenia Kulturalnego im. Wojciecha Bogusławskiego. Proboszcz twierdzi, że miał wyższe przykazania. - Każda decyzja, którą podejmuję w parafii, dotycząca różnych rzeczy, jest przemodlona i przemyślana solidnie - opowiada proboszcz ks. Tomasz Kulka.
Bez zgody
Urzędnicy nie zdążyli wpisać obiektu na listę zabytków. Gdyby się budynek stał się zabytkiem, wierni musieliby się składać na jego ratowanie, bo kościół niszczał od lat. - W piątek po godzinie 15 otrzymaliśmy wniosek o przeprowadzenie kontroli stanu technicznego ze względu na zły stan techniczny tego kościoła. W sobotę do południa ten obiekt został już rozebrany - podaje Paweł Łukaszewski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego dla miasta Poznania. Mieszkańcy są w tej sprawie podzieleni. - Co było z tego kościoła? Dom publiczny. Pijaki tu szli i pili - mówi pani Adela. - Niech błogosławi pan Bóg księdzu za to, co robi - dodała.
- Szkoda, że to poszło w diabły, rzeczywiście, bo to najlepsze chyba określenie puentujące to wszystko. Ten wysiłek poprzedników poszedł w diabły - ocenia jednak Dariusz Jagodziński.
Mieszkańcy zbudowali kościół w porywie serca i bez zgody biskupa. Ponieważ we wsi były dwa, po wojnie z jednego zrezygnowali.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN