W czwartek przed warszawskim sądem rozpoczął się proces byłego lekarza pogotowia oskarżonego w sprawie śmierci prezesa Fundacji Integracja Piotra Pawłowskiego. Zdaniem prokuratury Jerzy M. nie zrobił nic, by ratować mężczyznę. Byłemu lekarzowi może grozić pięć lat więzienia.
Przygarbiony, niedosłyszący - Jerzy M., były lekarz pogotowia, w czwartek stanął przed warszawskim sądem. - Materiał jest porażający - mówi Zbigniew Busz z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. - Lekarz nic nie robił, lekarz zajmował się tabletem - dodaje.
Gdy lekarz wypełniał dokumentację, na łóżku leżał nieprzytomny pacjent - Piotr Pawłowski, założyciel Fundacji Integracja.
- Widział w nas więcej, niż my sami widzieliśmy - wspomina Piotra Pawłowskiego Anna Szygenda z Fundacji Integracja. - Stawiał przed człowiekiem bardzo duże wymagania, sam od siebie wymagał jeszcze więcej dodaje Mateusz Różański z portalu niepelnosprawni.pl.
Gdy trzy lata temu wczesnym rankiem żona wezwała do nieprzytomnego Piotra Pawłowskiego karetkę, przyjechał Jerzy M.. Tego poranka ratownik i ratowniczka mieli problem z intubacją. Nie mieli żadnego wsparcia od lekarza, który wypełniał dokumenty. Teraz prokuratura uważa dokumenty za sfałszowane.
- Dwukrotnie prosili go (lekarza - przyp. red.), żeby odłożył ten tablet i pomógł - informuje Beata Bosak-Kruczek, pełnomocniczka rodziny zmarłego Piotra Pawłowskiego.
Jerzy M. nie pomógł, a lista tego, czego nie zrobił, mając tuż obok nieprzytomnego człowieka, jest długa i straszna.
- Lekarz nie podszedł do pacjenta, lekarz nie zainteresował się stanem zdrowia pacjenta, lekarz nie zbadał parametrów życiowych pacjenta. Lekarz nie przepisał żadnych leków pacjentowi, lekarz nie podjął skutecznej reanimacji pacjenta. Lekarz nie zrobił nic - mówi Zbigniew Busz.
Mężczyzna nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów podczas rozprawy. - Wysoki sądzie, absolutnie do żadnego z tych zarzucanych czynów się nie przyznaję, ponieważ są one absurdalne i nieprawdziwe - mówił oskrażony.
Grozi mu pięć lat więzienia
To druga taka sprawa karna Jerzego M. w warszawskim sądzie. Ratownicy już wcześniej mieli się skarżyć, że z lekarzem nie ma kontaktu. - Że nie można liczyć na jego wsparcie w sytuacjach bardzo nagłych, pilnych, wtedy, kiedy potrzebna jest decyzja tu i teraz - mówi Beata Bosak-Kruczek, pełnomocniczka rodziny zmarłego Piotra Pawłowskiego.
Jerzy M. jednak uważa, że nie zrobił nic złego. - Było zupełnie inaczej, wszystko jest wyjaśnione w aktach sprawy - przekonuje oskarżony.
Gdy umierał Piotr Pawłowski, lekarz pracujący jako szef warszawskiego zespołu karetki reanimacyjnej miał 70 lat.
- Ja wiem, że jest niedobór lekarzy, ale nie może być tak, że w związku z tym brakiem będziemy zatrudniać osoby, które są nieodpowiednie - uważa pełnomocniczka rodziny zmarłego.
Za narażenie na utratę życia pacjenta Jerzemu M. grozi pięć lat więzienia. Już nie pracuje jako lekarz, ma zakaz.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN