Hodowcy kontra system, czyli pytania o kulisy nielegalnego handlu wołowiną. Mięso chorych krów zamiast do utylizacji trafiało do sprzedaży. Czarny rynek oferuje więcej niż rynek ubezpieczeń. Oczekiwania rolników nie idą w parze z tym, co daje państwo. Lukę wykorzystują oszuści.
Sto siedemdziesiąt krów w stadzie, każda może okazać się dla pana Grzegorza problemem.
- Jeżeli (krowa - przyp. red.) złamie nogę, przyjeżdża weterynarz, patrzy na tę nogę i mówi: tej krowy nie da się wyleczyć, trzeba ją sprzedać na mięso. A kulawej krowy nikt nie kupi na mięso. Czyli trzeba ją uśpić. To jest strata dla rolnika - mówi rolnik Grzegorz Sokół.
Strata, którą mogłoby pokryć ubezpieczenie. W niektórych przypadkach dopłaca do niego nawet państwo. Jednak według rolników ubezpieczenie jest nieprzydatne i zbyt drogie.
- Praktycznie cały zysk rolnika jest pochłonięty na ubezpieczenie zwierząt - opisuje hodowca bydła Tomasz Rosiński. Dlatego pan Tomasz ich nie ubezpiecza. Nie tylko on.
- Jeśli chodzi o ubezpieczenia zwierząt, to jest to kilka procent, i w związku z tym trudno się dziwić, że kiedy pojawia się nielegalny rynek dilerów obracających chorymi zwierzętami, rolnicy z tego korzystają - uważa Marek Sawicki, poseł PSL.
Sama strata
Bez ubezpieczenia chora lub padła krowa dla rolnika to po prostu strata. Choć i w tym przypadku, znowu, pieniądze dorzuca państwo.
- My za system utylizacyjny płacimy. Państwo płaci również miliony, miliony za ten system utylizacji - tłumaczy minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Faktycznie, dla rolnika najprostsza sytuacja to taka, gdy krowa po prostu zdechnie. Wtedy przyjeżdża po nią firma utylizacyjna, a za utylizację martwej krowy zawsze płaci państwo. Rolnik, choć traci zysk z krowy, to nic nie dopłaca.
Gdy krowa jest chora, przyjeżdża weterynarz i usypia zwierzę. W zależności wielkości zwierzęcia rolnik płaci za wizytę i za lek - od siedmiuset do nawet tysiąca złotych za krowę.
Gdy krowa to tak zwany "leżak", czyli na przykład złamała nogę, przyjeżdża weterynarz, który stwierdza ubój z konieczności, oraz firma, która dokonuje uboju w gospodarstwie. Rolnik znów płaci - za wizytę i za ubój - około czterystu-pięciuset złotych.
Handlarz odkupi problem
- Za uśpienie zwierząt powinno państwo dotować - uważa Tomasz Rosiński. - My jako rolnicy nie mieliśmy do końca pewności, co zrobić z tym zwierzęciem. Pojawiał się handlarz, który oferował jakieś pieniądze i zabierał problem - opisuje hodowca bydła Monika Przeworska.
- Zakłady kupowały ode mnie takie krowy. Nigdy nie pytałem, gdzie one trafią. Zawsze myślałem, że na karmę dla psów i kotów - twierdzi rolnik Grzegorz Sokół.
Handlarz bierze na siebie nie tylko problem, ale i koszty rolnika. Pomysł, żeby na siebie wzięło je państwo, nie podoba się jednak ministrowi rolnictwa.
- Rolnik, który jest właścicielem zwierząt, zawsze, w każdej sytuacji, ma korzyści z tych zwierząt, zarabia na tych zwierzętach, korzysta na tych zwierzętach. Czy w przypadku choroby zwierzęcia ma oczekiwać, że państwo z niego zdejmie ciężar utylizacji tego zwierzęcia? Wydaje mi się, że jest to nadmierne oczekiwanie - ocenia Jan Krzysztof Ardanowski.
Gdy zamiast pewnej straty pojawia się szansa na zysk, to trudno oczekiwać, by znaleźli się tacy, którzy nie skorzystają z okazji.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN