Dwa oświadczenia i jedna prawda historyczna. Premier po angielsku tłumaczy, po co powstała nowelizacja ustawy o IPN i przypomina, że obozy, w których wymordowano miliony Żydów, nie były polskie. Szef niemieckiej dyplomacji zapewnia, że "Niemcy biorą na siebie pełną odpowiedzialność za Holokaust".
- Chcemy walczyć z tym kłamstwem w każdej formie. To dlatego zmieniamy prawo o Instytucie Pamięci Narodowej - oświadcza po angielsku Mateusz Morawiecki w specjalnym filmie zamieszczonym w internecie przez kancelarię premiera. Film ma wyjaśnić międzynarodowej opinii publicznej, dlaczego Polska wprowadza kontrowersyjne zmiany w ustawie o IPN-ie.
- Najgorszym rodzajem tego kłamstwa jest, gdy ktoś pomniejsza winy prawdziwych sprawców, a odpowiedzialnością obarcza ofiary - przekonuje Morawiecki w filmie.
Pytanie, czy premier kogoś przekona? Czy przekona zwłaszcza protestujące środowiska żydowskie, Izrael czy Stany Zjednoczone? Zdaniem opozycji - zupełnie nie.
- To jest paniczna próba reperowania tego, co zrobił. To znaczy zniszczenia dobrej reputacji Polski - ocenia Sławomir Neumann (PO).
Ta ustawa nie powinna wejść w życie - słyszymy. - Z pomocą przepisów karnych dobrego imienia nie zachowamy - uważa Barbara Dolniak (Nowoczesna).
Głos z Niemiec
Jest też kolejny głos w tej dyskusji - tym razem niemiecki. "Nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, kto jest odpowiedzialny za obozy zagłady, kto je prowadził i kto zamordował w nich miliony Żydów europejskich, a mianowicie - Niemcy" - tak oświadczył niemiecki minister spraw zagranicznych.
"Polska może być pewna, że każda forma fałszowania historii, jak sformułowanie 'polskie obozy koncentracyjne', zostanie przez nas jednoznacznie odrzucona i ostro potępiona" - oświadczył Sigmar Gabriel.
- Oceniam to pozytywnie. Uważam, że to jest dobry krok ze strony niemieckiej, żeby nie uciekać od odpowiedzialności - skomentował Jacek Sasin, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów.
- Podobało mi się, tylko ja bym wolał, żeby nie do nas to mówił, a do Niemców. Bo my wiemy - dodaje Marek Jakubiak z Kukiz'15.
Pikieta krytyków
O weto ustawy, która już jest na biurku Andrzeja Dudy, apelowali w niedzielę pikietujący przed Pałacem Prezydenckim. Bo o ile określenie "polskie obozy koncentracyjne", o którym głównie tu mowa, jest nieprawdziwe i nie do zaakceptowania, to zdaniem krytyków ustawy może ona oznaczać karanie za publiczne mówienie o zbrodniach popełnionych przez Polaków.
- Ma działać jako knebel uniemożliwiający badanie historii najnowszej - uważa dziennikarz Konstanty Gebert.
W podobnym tonie wypowiada się Polskie Towarzystwo Historyczne. Zdaniem członków ustawa "może ograniczyć zainteresowanie międzynarodowego środowiska historyków wspólnymi badaniami nad przeszłością Polski".
A wymieniane w trakcie debaty senackiej nieprawdziwe określenia są często skrótem myślowym odnoszącym się do geograficznego położenia obozów na terenie Polski, a nie celowym zniekształcaniem historii.
- Ustawodawca poszedł bardzo daleko, zbyt daleko, i być może intencje były dobre, ale wyszło jak zwykle - ocenia były premier Leszek Miller.
PiS nie zmienia oczekiwań
O weto ustawy apeluje też Grzegorz Schetyna. "Tracimy dobrych przyjaciół, historia staje się narzędziem walki politycznej, rosną nastroje antysemickie" - czytamy w jego internetowym wpisie. - Polska ma prawo bronic swojego dobrego imienia - odpowiada Marcin Horała (PiS).
Po Jarosławie Kaczyńskim kolejni politycy obozu władzy otwarcie namawiają prezydenta do podpisu. - Bardzo bym się cieszył, gdyby pan prezydent zechciał podpisać tę ustawę bezzwłocznie - mówi wicepremier Jarosław Gowin.
Z wypowiedzi urzędników prezydenta wynika, że raczej weta nie będzie.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24