Wojna w Ukrainie to nie tylko statystyki ofiar, rannych, wystrzelonych rakiet, zestrzelonych samolotów, zniszczonych domów i miast. Wojna to przede wszystkim wielkie ludzkie dramaty. Pokazuje to historia Maksyma i jego żony Ksenii, Rosjanki urodzonej na Krymie. Uciekali samochodem ze swoim 6-letnim synem i znajomą. Rosjanie ostrzelali ich, zabijając Ksenię, która nakryła swoim ciałem syna. Gdy Maksym wyszedł z samochodu z podniesionymi rękami, też go zastrzelili.
Maksym Jowenka nie był żołnierzem. Był cywilem, który z żoną i 6-letnim synem samochodem próbował ewakuować się z okolic Irpienia. O tym, że zabili go Rosjanie, dowiadujemy się z nagrania. Zrobili je dronem ukraińscy żołnierze, które ujawnił dziennikarz telewizji ZDF i to on dotarł do świadków.
Historia Maksyma i jego rodziny to dowód na zbrodnię wojenną dokonaną przez Rosjan na cywilach.
- Zadzwonił do mnie jego kolega, który tam z nim był, tylko w drugim samochodzie. Do niego też strzelali. Jak tylko udało mu się uciec, zadzwonił i powiedział, żebym się trzymał, że syna i synowej już nie ma - mówi Siergiej, ojciec Maksyma Jowenki.
Siergiej opowiedział nam dokładnie, co wydarzyło się 7 marca, bo to tego dnia jego syn z rodziną i przyjaciółmi zdecydowali się opuścić dom letniskowy pod Irpieniem, gdzie schronili się w pierwszych dniach wojny. W ich wsi toczyły się walki. Musieli chować się w piwnicy. Nie mieli prądu, ani łączności, i kończyły im się zapasy. Wyjechali 10 samochodami.
- Oni jechali powoli, Rosjanie zaczęli strzelać. Trafili w samochód mojego syna. Samochód stanął. Trafili też w jego żonę, która siedziała z tyłu i która nakryła sobą mojego wnuka. Zastrzelili ją. Obok siedziała ich znajoma, która też została ranna. Syn wyszedł z samochodu, podniósł ręce do góry i zaczął krzyczeć: "nie strzelajcie, w samochodzie są dzieci", i go zastrzelili - opowiada Siergiej.
Syn Maksyma przeżył
Do kierowcy jadącego za Maksymem samochodu dotarł dziennikarz telewizji ZDF. Samochód tego mężczyzny też został ostrzelany - kule trafiły w zagłówek.
- Wnuka i tę kobietę (znajomą, która siedziała z tyłu - przyp. red.) Rosjanie wyjęli z samochodu, i ostatecznie ich wypuścili. Poszli piechotą i potem zabrali ich już znajomi. On jest teraz ze swoją babcią - mówi ojciec Maksyma Jowenki.
Rodzinie jednak nie udało się zabrać ciała zastrzelonego syna.
- To szosa żytormierska, gdzie ich zastrzelili. Tam nie da się dojechać, już kilka razy próbowałem, ale tam cały czas stoją rosyjskie wojska i do wszystkich strzelają, nawet do Czerwonego Krzyża. Jego żona też tam ciągle jest, jej ciała też nie mogę zabrać - wyjaśnia Siergiej.
W komentarzach do materiałów o śmierci Maksyma możemy przeczytać, że był przyjazny, wesoły i bardzo towarzyski. Mężczyzna był Ukraińcem, a jego żona, Ksenia, Rosjanką urodzoną na Krymie.
Siergiej w rozmowie z nami mówi, że sprawy śmierci syna tak nie zostawi i nie da o niej zapomnieć. - Oczywiście, pójdę do sądu. Przejdę wszystkie instancje, ale synowi to życia nie wróci. Najważniejsze już straciłem: syna i synową. Jestem wdzięczny, że chociaż wnuk został, przynajmniej tyle dobrego - podkreśla.
17 marca Maksym obchodziłby 32 urodziny.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24