Za kilogram wiśni rolnicy dostają mniej niż złotówkę. Przyjechali protestować w Warszawie, bo ceny w skupie są takie, że - jak mówią - owoców nie opłaca się zbierać.
Dziesięć złotych za małe pudełeczko malin - to cena, jaką płacą klienci na stoisku w centrum Warszawy. To, na co mogą liczyć producenci, gdy jadą ze swym towarem do punktów skupu, to kwoty za kilogram często podawane w groszach. Jeden z nich mówi, że koszt wyprodukowania to 80 groszy. W skupie oferują mu za to 25 groszy.
- Niestety wszystkie owoce, które tu mamy, są dzisiaj sprzedawane poniżej kosztów ich wytworzenia, a nieraz nawet poniżej kosztów zbioru - komentuje Mirosław Maliszewski ze Związku Sadowników RP. - Jednak patrząc na to, ile dostają plantatorzy, a ile te same owoce kosztują w sklepach, nie można nie zapytać "jak to możliwe?".
"Jeśli nie dostaną pomocy, to padną"
Czy rzeczywiście doszło do wykorzystania przewagi kontraktowej i plantatorzy padli ofiarą pośrednikowi i wielkich przetwórców? To, na wniosek ministerstwa rolnictwa, bada Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Jest możliwe, że przewaga konkurencyjna jest nieuczciwie wykorzystywana w stosunku do rolników podczas szacowania ceny za odbiór - mówi Michał Holeksa, wiceprezes UOKiK.
To, co urząd uznaje za możliwe, rolnicy uważają za pewne i przypominają, że jeśli nie dostaną pomocy, to padną. Nie tylko pan Paweł spod Kraśnika opowiada, że w jego okolicy coraz częściej widać kartki "można rwać za darmo". Bo przy takich cenach nie opłaca się zbierać.
Protestują, bo jest źle, a będzie gorzej, bo trzeba zapłacić składki KRUS, raty kredytów, oddać pieniądze za wykorzystane środki ochrony roślin. Liczyli na to, że po zbiorach będzie z czego oddać. Dlatego właśnie maliny wylądowały przed kancelarią premiera. Razem z żądaniami szybkich działań. Protestujący przynieśli także obciętą głowę świni i wykrzykiwali, że wyląduje ona na biurku premiera.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN