Mają Karty Polaka i chcą zostać na stałe, bo w Poznaniu udało im się stworzyć domy. Tylko boją się, że wylądują na ulicy. Polacy z Mariupola, którzy uciekli przed wojną na Ukrainie, zostali przyjęci przez władze miasta. Pomoc zaoferowano na rok. Ale ten czas wkrótce się skończy.
Pierwsza Wielkanoc w Poznaniu. Piotr Bendyk ciągle jest niespokojny o losy rodziny. W wieku 71 lat znowu pracuje, choć wracając do ojczyzny nie bał się tego. - Mnie się podoba praca, i w ogóle wszystko się w Polsce podoba - mówi pan Piotr. Pracę znalazł na hipodromie - pomocną dłoń podał samorząd województwa. Do pracy wstaje o 4 rano. Tylko czasem tęskni za morzem, w którym kąpał się niemal codziennie, mimo zasieków i min na plaży.
Rodzinę pana Piotra, tak samo jak 150 innych Polaków, ewakuowano z ogarniętej wojną wschodniej Ukrainy.
Roczna pomoc
Poznań był pierwszym miastem, które zaprosiło do siebie jego rodzinę. Trafili tu po półrocznym pobycie w ośrodku adaptacyjnym. Ale pomoc już się kończy, bo była uwzględniona tylko na rok.
Rodziny boją się, że zostaną na ulicy. Miasto proponuje im teraz niepewny dach nad głową - pustostany.
Problem tkwi w tym, że to jest oferta lokali o nieuregulowanym stanie prawnym i bez dostępu do prądu. Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej w Poznaniu tłumaczy, że dysponuje wyłącznie lokalami, do których prawa mogą sobie rościć ich właściciele. W każdej chwili.
Oferowane lokale wymagają też remontu, za który rodziny z Mariupola musiałyby same zapłacić. A to koszt około 22 tysięcy złotych. - To jakaś maskarada - mówią Polacy z Mariupola i podkreślają, że większości z nich nie stać na taki wydatek, mimo że w Polsce znaleźli pracę.
Władze tłumaczą
- Daliby nam tylko dach nad głową, więcej niczego nie potrzeba. U nas są ręce, głowa, możemy zrobić wszystko - mówi pan Piotr. Władze Poznania tłumaczą, że bardziej pomóc nie mogą. I tak się postarali.
Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta Poznania, twierdzi, że mówienie przez rodziny z Mariupola o niekomfortowej sytuacji jest "nie fair". - Przecież w naszym mieście jest dużo więcej, na przykład Ukraińców, gdzie nie mają żadnej pomocy z miasta - argumentuje. Tyle, że chodzi o rodziny rodaków, którzy skorzystali z zaproszenia zaproszenia polskich władz i na Ukrainie zostawili wszystko.
Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN