Reżim Kim Dzong Una wmawia mieszkańcom, że Korea Północna to najcudowniejszy kraj na świecie, którego cały świat się boi i mu zazdrości. W rzeczywistości wielu Koreańczyków z Północy ryzykuje i ucieka z tego "raju". W Korei Południowej odnalazł ich wysłannik "Faktów" TVN, Wojciech Bojanowski.
Cudzoziemcom, którzy odwiedzają Koreę Północną, rzadko pozwala się opuszczać stolicę kraju. Zdjęcia północnokoreańskiej prowincji wykonali niedawno pracownicy Światowego Programu Żywnościowego, agencji ONZ, która niesie pomoc Koreańczykom z Północy. Pokazują różnice między totalitarną, ale zachowującą pozory socjalistycznego ładu stolicą, a totalitarną i biedną prowincją.
Obrazy, które zapamiętali uciekinierzy z Korei Północnej, są jednak zupełnie inne i gorsze od tych, które widzieli jacykolwiek cudzoziemcy.
- Podczas publicznych egzekucji najbliższa rodzina zawsze siedziała w pierwszym rzędzie. Obowiązkowo - mówi Hyeonceo Lee, która uciekła z Północy na Południe. - Ludzie ciągle tam cierpią. Pomagam odnajdywać masowe groby i miejsca masowych egzekucji - dodaje Sehyek Oh. - Uczono mnie, że Korea to najcudowniejszy kraj na świecie. Dziś uważam, że jest najokropniejszy, przerażający - mówi z kolei Sungju Lee.
Świat, o którym chcą zapomnieć
Hyeonceo Lee, Sehyek Oh oraz Sungju Lee to uciekinierzy z Korei Północnej. W Korei Południowej mieszka takich ludzi 30 tysięcy. Na samym początku zwykle trudno jest im się odnaleźć w świecie, który mocno różni się od tego, który znali wcześniej. Po latach życia w ukryciu tych trzech uciekinierów z Północy opowiada nam o ojczyźnie, o której woleliby zapomnieć.
- W moim domu nie było radia, ani telewizora. Wieczorem było ciemno, bo nie dopływał do nas prąd - wspomina Sehyek Oh.
Ojciec Sehyeka na 6 miesięcy trafił do obozu pracy, bo był bezrobotny i podróżował po Korei Północnej bez odpowiedniego zezwolenia. - Dostawał tam bardzo mało jedzenia. Był często bity przez strażników więziennych - relacjonuje jego syn. Oh dodaje, że jego ojciec schudł przez te 6 miesięcy aż 30 kilogramów.
Władze w Pjongjangu zaprzeczają istnieniu takich obozów. Za granicę wyciekło tylko kilka ich zdjęć. Uciekinierzy to istotne źródło informacji o tym, jak one wyglądają.
"Kopałem groby braci gołymi rękami"
- Kiedy miałem 10 lat, mój tata popełnił błąd - opowiada z kolei Sungju Lee o tym jak spokojne i względnie dostatnie życie, jakie rodzina Sungju wiodła w Pjongjangu, wywróciło się do góry nogami. - Po alkoholu powiedział, że dla Korei nie ma już żadnej nadziei - Sungju.
Współpracownicy ojca Sungju donieśli to policji. Cała rodzina straciła szanse na pracę i została zmuszona do wyjazdu ze stolicy. - Potem zmarło dwóch moich braci. Kopałem ich groby gołymi rękami - relacjonuje.
Hyeonceo uciekła, gdy miała 17 lat. Później pomogła swojej matce. - Zadzwonił do mnie agent z Biura Bezpieczeństwa (w Seulu - przyp. red.), żebym uważała, bo planują moje porwanie, żebym w Pjongjangu na konferencji prasowej publicznie zaprzeczyła wszystkiemu, co dotychczas opowiedziałam światu - wyznaje.
Pomimo gróźb Hyeonceo przemawia na całym świecie i walczy o prawa człowieka w Korei Północnej. - Ludzie na miejscu najpilniej potrzebują prawdziwych informacji. Możne je im wysyłać choćby balonami - mówi.
Przy pomocy balonów do najbardziej niedostępnego i tajemniczego kraju świata wysyła się nie tylko ulotki, ale też pendrive'y i płyty DVD, które Koreańczycy mogą uruchomić na odtwarzaczach przemyconych z Chin.
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN