Dlaczego premier Mateusz Morawiecki wyjechał z Brukseli przed końcem unijnego szczytu? To pytanie od piątku zadają sobie politycy i dziennikarze. Rządzący tłumaczą szefa Rady Ministrów pilnymi obowiązkami w kraju. A opozycja wytyka premierowi, że nie spotkał się z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem.
Dwudniowy unijny szczyt w Brukseli to była pierwsza zagraniczna podroż Mateusza Morawieckiego w roli szefa polskiego rządu. To było też pierwsze spotkanie nowego premiera z przywódcami europejskich państw. Ale premier Morawiecki nie czekał do końca szczytu. Skrócił swój pobyt w Brukseli. Politycy PiS nie widzą problemu. - Z tego co wiem to wrócił zgodnie z założeniami. Miał o 14 lądować i tak się stało. Nie widzę to żadnych sensacji ani żadnych problemów - przekonuje Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu.
"Miał trudny problem polityczny"
Relacje Polski z Unia Europejską układają się źle, a Morawiecki miał je naprawiać. W środę Komisja Europejska ma uruchomić procedurę zapisaną w artykule 7 unijnego traktatu. Powodem są zarzuty o łamanie praworządności w Polsce. Mimo to, premier Morawiecki wyjechał nie odpowiadając na zaproszenie do spotkania z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. Nie wziął też udziału w dyskusji, w trakcie której unijni przywódcy podjęli decyzję o kolejnych negocjacjach w sprawie brexitu. Polskę reprezentował premier Węgier Viktor Orban. - Pan premier Morawiecki miał trudny problem polityczny: spotkać się z przewodniczącym Rady Europejskiej i przywódcami Europy, czy jednak utwardzać swoje poparcie w partii rządzącej. Wybrał politykę krajową kosztem pozycji Polski za granicą - ocenia były szef MSZ Radosław Sikorski. Sam premier Morawiecki tak tłumaczył szybszy powrót do kraju: - Jest kilka pilnych, tajnych dokumentów, które na mnie czekają i kilka spotkań, które będę musiał odbyć.
KPRM milczy
Nieoficjalnie wiadomo, że po powrocie z Brukseli, późnym wieczorem, szef rządu miał się spotkać z koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim i szefem Agencji Wywiadu Piotrem Krawczykiem. W sobotę zapytaliśmy kancelarię premiera czy właśnie to spotkanie i informacje, które mieli do przekazania szefowie służb było powodem skrócenia wizyty w Brukseli. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
- Takie rzeczy się dzieją w sytuacji na przykład zamachu terrorystycznego czy jakiegoś kataklizmu albo kryzysu rządowego. O ile mi wiadomo, nic takiego nie ma miejsca - ocenia Ryszard Petru.
- Jedyna przyczyna szybszego powrotu do kraju była naprawdę potrzeba zapoznania się z pilnymi, tajnymi dokumentami - odpowiada wicepremier Jarosław Gowin.
Cztery godziny na Nowogrodzkiej
Początkowo pojawiły się dziennikarskie spekulacje, że premier chciał zdążyć na partyjne spotkanie opłatkowe w Sejmie. Była premier Beata Szydło w internecie skomentowała to na Twitterze ikonką uśmiechu. Później wpis skasowała. W sobotę Szydło pytana o powrót Morawieckiego milczała.
Premier Morawiecki na piątkowym spotkaniu opłatkowym się nie pojawił. Natomiast koło godziny 18 przyjechał do siedziby PiS-u na ul. Nowogrodzkiej. Spędził tam ponad cztery godziny.
Wcześniejszy wyjazd polskiego premiera z europejskiego szczytu to sytuacja wyjątkowa. Pięć lat temu wizytę w Brukseli skrócił Donald Tusk, bo pilotom kończył się czas jaki zgodnie z prawem lotniczym mieli na start i lot do Polski.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN