Wiceminister, który pomagał w sprowadzeniu na piknik policyjnego Black Hawka, broni decyzji, tłumacząc, że chodziło o wydarzenie patriotyczne. Tylko patriotyzm nie wymaga latania nisko nad głowami ludzi i zrywania linii energetycznych. Do tego śmigłowiec będzie uziemiony i trzeba zapłacić za jego naprawę. A to będzie spory rachunek.
Piknik z udziałem polityków, policyjny Black Hawk i niebezpieczny manewr, który mógł zakończyć się tragedią. Zdarzenie bada Prokuratura Okręgowa w Płocku, gdzie pracują śledczy wyspecjalizowani w prawie lotniczym. Sprawdzają oni, czy załoga sprowadziła bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy lotniczej. To przestępstwo, za które grozi nawet osiem lat więzienia. - Zostaną zbadane wszystkie okoliczności w tym postępowaniu, przede wszystkim merytoryczne. Kwalifikacje pilotów, przeloty, plany lotów, przede wszystkim sposób zorganizowania imprezy - zapewnia Monika Mieczykowska z Prokuraturu Okręgowej w Płocku.
Przylot policyjnego śmigłowca do Sarniej Góry zorganizował wiceminister spraw wewnętrznych Maciej Wąsik, który chce startować do Sejmu z tego regionu. - Pomagałem (przy organizacji - przyp. red.) w poprzednich latach, pomagałem w tym roku i będę pomagał w przyszłych latach organizować uroczystości patriotyczne - mówi Wąsik.
Organizacje pokazów latającego sprzętu regulują przepisy. - Jeżeli ma być pokaz, no to wtedy trzeba to do ULC (Urzędu Lotnictwa Cywilnego - przyp. red.), trzeba przygotować program pokazu, ULC musi to zatwierdzić - wyjaśnia mjr rez. Michał Fiszer, były pilot wojskowy.
Eksperci zwracają uwagę na szereg błędów. Nie zabezpieczono samego startu. Ludzie stali zbyt blisko śmigłowca, a wzniesione przez podmuch przedmioty mogły wywołać obrażenia. Do bardzo niebezpiecznej sytuacji doszło chwilę później. - Pierwszy raz widziałem coś takiego, żeby pilot przelatywał nisko nad głowami tak wielkiej masy ludzi, rzeszy ludzi. To się w lotnictwie nie zdarza, a przynajmniej ja nie widziałem czegoś takiego i obym to widział ostatni raz, bo zdarzać się to nie powinno. Jest to niezgodne z przepisami - mówi kpt. rez. Robert Zawada, były pilot wojskowy, ekspert lotniczy.
Pytania o odpowiedzialność
Minimum 300 metrów nad ludźmi i 150 metrów nad przeszkodą - na takiej wysokości powinien lecieć śmigłowiec. Ten był tak nisko, że ściął instalację odgromową linii wysokiego napięcia. Potem odleciał. Wbrew procedurom. - (Piloci - przyp. red.) powinni natychmiast w okolicy tego miejsca, z którego startowali, wylądować. Powinni zostać wezwani technicy, którzy powinni ocenić, czy ten śmigłowiec nadaje się do dalszego lotu - mówi Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, PO.
Policja ma cztery Black Hawki, z których na co dzień korzystają antyterroryści. Jedna z maszyn będzie teraz wyłączona z eksploatacji. Opozycyjny senator z Komisji Obrony twierdzi, że koszt naprawy śmigłowca to około trzech milionów złotych. - Wymiana wirnika, łopat. To są tego typu kwoty. To nie jest tak, że śmigłowiec może zerwać linę stalową i leci sobie dalej - mówi Krzysztof Brejza z PO.
Pytanie, czy ewentualną odpowiedzialność poniesie tylko załoga, czy także ci, którzy zdecydowali o obecności śmigłowca na imprezie.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Lasocki