Do małych i średnich firm trafi 20 miliardów złotych - wicepremier obiecuje pieniądze i normalność, ale wielu przedsiębiorców kończy nie z tarczą, ale na tarczy. Nie każdy załapał się na kryzysową pomoc. Nie każdy ma na co czekać. W poniedziałek wsparcie ma popłynąć w góry.
Dla pani Katarzyny i jej męża - pilota wycieczek - czas na walkę o pensjonat w Karpaczu się skończył. On jest bez pracy, ona do dziś bez pomocy rządu. Rok temu o tej porze zatrudniali 15 osób.
- Nie stać nas najzwyczajniej w świecie na utrzymanie obiektu. Dla mnie każdy dzień to jest jeszcze większe bankructwo - mówi pani Katarzyna Pohorecka z pensjonatu "Perła Sudetów" w Karpaczu.
Ich pensjonat, mimo że zamknięty, podobnie jak setki w okolicy, nie znalazł się w tarczy 6.0 uchwalonej w grudniu. Znalazł się w ostatniej - 2.0. Tyle, że po trudnym roku dla nich to już za późno.
- Najbardziej to boli, że pracuje się tyle lat na to, co mamy i musimy z tego zrezygnować - tłumaczy pan Jarosław Pohorecki, przewodnik sudecki i pilot wycieczek.
Decyzję podjęli trzy dni po przekazaniu "dobrej wiadomości dla firm", gdy wicepremier poinformował o tym, że do małych i średnich firm trafi 20 miliardów złotych
Wicepremier Jarosław Gowin chwalił się nowym programem pomocy i rozwoju. W poniedziałek o nowej dodatkowej pomocy mają usłyszeć górskie samorządy.
- Pomoc adresowana jest bardzo precyzyjnie do konkretnych branż. Rząd wytypował około czterdziestu takich branż. Nie wykluczamy możliwości poszerzenia ich o kolejne - mówił w czwartek Jarosław Gowin, wicepremier i minister rozwoju, pracy i technologii.
"Nie mamy absolutnie żadnych zleceń"
Pan Piotr ma szanse na pierwszą od początku pandemii pomoc. On i jego kino może liczyć na 5000 złotych dotacji, zwolnienie z ZUS i świadczenie postojowe.
- Pieniądze, które dostaniemy, zostaną przeznaczone na spłatę zadłużenia, które w ciągu tych 10 miesięcy urosło - mówi pan Piotr Zakens z kina "Rialto" w Poznaniu.
Problem mają ci, którzy na taką pomoc się nie łapią, bo teoretycznie nie zostali zamknięci.
- Jesteśmy ściśle związani z branżą hotelową. Nie mamy absolutnie żadnych zleceń - opowiada pani Iwona Wiśniewska z pralni "Lavanderia" w Andrespolu.
To w ich sprawie rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw alarmuje premiera.
- Poprzednia tarcza bardzo nam pomogła. W taj chwili nie kwalifikujemy się - wyjaśnia Krzysztof Cybulski, właściciel sklepu z pamiątkami w Gdańsku.
"Przychody są na poziomie około 5, 10 procent"
Właściciele sklepów z pamiątkami - czy to nad morzem, czy w górach - mogą działać. Jednak w związku z zamrożeniem branży turystycznej do nich nie zagląda praktycznie nikt.
- Jesteśmy handlem, no to handel ma sobie radzić. Ale jak ma sobie radzić, skoro jesteśmy tak uzależnieni od turystyki? - pyta pani Dorota Dziadkowiec, współwłaścicielka sklepu "Krakuska Sztuka Ludowa" w Krakowie.
- Czynsze trzeba płacić, ZUS-y trzeba płacić, podatki trzeba płacić, a przychody są na poziomie około 5, 10 procent - mówi Krzysztof Cybulski.
O powrocie do normalności marzą i przedsiębiorcy i turyści. Nie ma jednak wątpliwości, że takie tłumy, jak na przykład na Gubałówce, których zdjęcia opublikował "Tygodnik Podhalański", mogą oddalić nas od zniesienia przez rząd obostrzeń.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24