W czasie piątkowych protestów przeciw tymczasowemu aresztowaniu aktywistki LGBT, policja zatrzymała kilkadziesiąt osób. To sprowokowało kolejne manifestacje przeciwko zatrzymaniom. Policja mówi o agresji demonstrantów. Opozycja - o prowokacjach rządzących.
Manifestacja, przepychanki i zatrzymania - tak w piątkowy wieczór wyglądały ulice Warszawy.
Wszystko zaczęło się kilka godzin wcześniej przed siedzibą Kampanii Przeciwko Homofobii. Policja przyjechała aresztować aktywistkę LGBT+ Margot, za zaatakowanie furgonetki z hasłami antyaborcyjnymi i anty-LGBT.
Prokuratura domagała się aresztu na dwa miesiące i taka ostatecznie była decyzja sądu. Gdy radiowozy podjechały pod siedzibę KPH, zebrało się tam kilkadziesiąt osób.
- To jest próba zastraszenia aktywistów i aktywistek. Dzisiaj ona, jutro następni - mówił Bart Staszewski, aktywista LGBT.
- Ci młodzi ludzie nie są tak niebezpieczni jak groźni przestępcy - dodawała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy.
Sytuacja była co najmniej dziwna, bo Margot sama chciała oddać się w ręce policji. Aktywistka podeszła do radiowozu i wystawiła ręce do aresztowania, jednak policyjny samochód odjechał. Dlaczego? Rzecznik tłumaczy, że funkcjonariuszy było za mało i już wtedy obawiali się, że nie opanują sytuacji.
Bierność policji sprowokowała manifestantów do kontynuowania protestu.
Sytuacja wymyka się spod kontroli
Margot z kolektywu Stop Bzdurom jest współautorką pomysłu tęczowych flag zawieszanych na warszawskich pomnikach, w tym na pomniku Chrystusa, który stoi na Krakowskim Przedmieściu przed Bazyliką Świętego Krzyża.
W piątek policja pozwoliła wzburzonemu tłumowi przejść na Krakowskie Przedmieście. Sprawa została nagłośniona w mediach społecznościowych i zaczęło się pojawiać coraz więcej osób.
Na Krakowskim Przedmieściu policja aresztowała aktywistkę Margot. Sytuacja wywołała reakcję ze strony pozostałych manifestantów, którzy otoczyli nieoznakowany radiowóz.
- W tym przypadku mamy do czynienia z tłumem agresywnym osób, które wyzywają policjantów - mówił w sobotę nadkom. Sylwester Marczak z Komendy Stołecznej Policji. Tak tłumaczy zatrzymywanie kolejnych osób.
Brak dostępu do obrońców
Wszystko działo się na oczach przechodniów, mediów i parlamentarzystów, którzy byli wzywani do opuszczenia miejsca interwencji.
- Od półtorej godziny policja wyłapuje z tłumu różne osoby i wywozi je po prostu na komendę - relacjonowała w piątek Magdalena Filiks, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Wyłapywani i zatrzymywani manifestanci byli wywożeni do różnych komisariatów w Warszawie. Opozycyjni parlamentarzyści solidaryzowali się z zatrzymanymi. Magdalena Biejat z Razem pojechała przed komisariat na Nowym Mieście, posłowie Lewicy i Platformy pozostali w centrum Warszawy.
- Cały czas osoby są zatrzymane bez dostępu do obrońców - opowiadała Anna Maria Żukowska z KKP Lewicy.
- Obrońcy na jednym komisariacie czekali pięć godzin i naprawdę dopominali się o ten kontakt z obrońcą. Też posłowie się dopominali, a ich klienci tylnymi drzwiami zostali wywiezieni na inny komisariat - mówi Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokat z inicjatywy "Wolne Sądy".
"Ojcowie i matki szukają tych dzieci"
Policja zatrzymała 48 osób. W sobotę w południe nie wszystkich udało się zlokalizować.
- Nie chcę, żeby po raz kolejny matki szukały swoich dzieci. Tak jak to było kiedyś - mówiła na konferencji prasowej w sobotę Małgorzata Kidawa-Błońska, wicemarszałek Sejmu.
- Już dzisiaj i ojcowie, i matki szukają tych dzieci. Do mnie od rana dzwoniło pięcioro rodziców - dodała Klaudia Jachira, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Minister sprawiedliwości zapewnia, że organy ścigania działały prawidłowo i atakuje opozycję.
- Nie stoją (opozycja - red.) po stronie prawa. Nie stoją po stronie niezawisłych sądów. Stoją po stronie bandytyzmu i chuligaństwa - mówił na sobotniej konferencji prasowej Zbigniew Ziobro.
Prowokacja rządzących?
Opozycja jest przekonana, że to, co się wydarzyło, było celowym działaniem władz.
- Mamy do czynienia z prowokacją rządzących. Prowokacją, która służy zaostrzeniu wszystkich kwestii ideologicznych w Polsce. Po to, abyśmy nie musieli mówić, że mamy dzisiaj 843 przypadki zakażenia koronawirusem - ocenił w sobotę Bartłomiej Sienkiewicz, poseł Koalicji Obywatelskiej i były szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Przez całą sobotę trwały czynności śledcze wobec zatrzymanych.
Autor: Katarzyna Koledna-Zaleska / Źródło: Fakty TVN