Majówka za pasem, ale protest trwa. Na korytarzach sejmowych więcej bólu niż posłów. Rodzice niepełnosprawnych dorosłych dzieci błagają o swoje 500 złotych, ale w piątek nie doczekali się nawet obiecanych rozmów.
Przyjechali z całej Polski - niepełnosprawni i ich opiekunowie - by pokazać, że ci w sejmie to ich reprezentacja, że jest ich wielu.
- 42 lata ma moja córka i to są 42 lata mojej walki o godne dla niej życie - mówi Iwona Ciesielska z Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.
Przed sejmem i w sejmie protestujący walczą, jak sami mówią, nie tylko o to, co podstawowe, ale także o "minimum godności" i o to, by ich dzieci miały szansę na samodzielność, bo czas działa na ich niekorzyść.
- Bo przecież, jak moja mama umrze, to co się ze mną stanie? Ja muszę być sprawna, muszę funkcjonować, ja w tej chwili jestem w trakcie studiów, ja mam marzenia, chcę być tłumaczką hiszpańskiego, nie chcę być zamknięta - mówi Agata Dyjasz, która cierpi na porażenie czterokończynowe i ostatnio starała się o rehabilitację z NFZ. Kazano jej wybrać "jedną nogę do ćwiczeń".
Niewidzialni dla społeczeństwa
Każda z tych osób to podobna historia, codzienna walka o godne życie. Stąd ta determinacja, te noce spędzone na materacach na sejmowych korytarzach, w miejscu, w którym już dawno powinno się zauważyć ich potrzeby.
- Po raz drugi uświadamiamy społeczeństwo tym protestem, że takie osoby są, żyją - mówi Jakub Hartwich, niepełnosprawny syn Iwony Hartwich z Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych.
Nie widujemy niepełnosprawnych każdego dnia, bo często nie mają jak i za co wyjść z domu. Te pieniądze, o które walczą, pozwoliłyby im lepiej funkcjonować - nie obok, ale wśród sprawnych. W piątek usłyszeli znowu, że pieniędzy nie ma.
- Jesteśmy jednym krajem, jedną społecznością i musimy jakby miarkować te swoje żądania i swoje potrzeby - mówi Kornel Morawiecki, członek Koła Poselskiego Wolni i Solidarni.
Ojciec premiera nie widzi potrzeby, by rząd wycofał się pomysłu wyprawki dla wszystkich dzieci, a zamiast tego dał pieniądze potrzebującym. Bo - jak mówią też inni politycy PiS - państwo daje tyle, ile może. - Te panie proszę, by się zadowoliły tym - dodaje Kornel Morawiecki.
- Wiemy o tym, że jeden postulat został spełniony. Drugi, w tej chwili, z tego, co mówi rząd, spełniony być nie może, bo są ogromne koszty, nas w tej chwili na to nie stać - mówi Beata Mazurek, rzeczniczka PiS.
Grające ławki nie pomogą
W sejmie opiekunki niepełnosprawnych przypomniały, że premier od miesięcy chwali się, jak jest dobrze w finansach państwa. Że nie brakuje pieniędzy na różne inne wydatki.
- A po co nam grające ławki za cztery miliony złotych? Przecież ja nie posadzę tam swojego niepełnosprawnego dziecka i nie zapewnię mu godnego życia - pyta Iwona Hartwich.
W piątek znowu pojawiły się sugestie i prośby, by protestujący już wyjechali z sejmu, by wrócili do domów i cieszyli się długim weekendem. Jednak zostają.
- Nasza determinacja i wola lepszego życia nie pozwoli nam odpuścić - mówi Adrian Glinka, jeden z protestujących.
Do protestujących znowu nie przyjechała wicepremier do spraw społecznych Beata Szydło, minister rodziny Elżbieta Rafalska też nie przyszła z nową propozycją. Więc nie usłyszały słów o tym, że niepełnosprawni chcą "po prostu żyć".
Platforma Obywatelska zapowiedziała złożenie wniosku o wotum nieufności dla Beaty Szydło i Elżbiety Rafalskiej.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN