Rządowy program wspierania rozrodczości, który zastąpił finansowanie zapłodnienia metodą in vitro, jak dotąd jest porażką - alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. Z raportu NIK wynika, że program prawie nic nie kosztuje, bo prawie nikt z niego nie korzysta. Pary się nie zgłaszają, bo niewiele im daje.
Pani Karolina skorzystała z diagnostyki w ramach narodowego programu. Potwierdzono jej wyniki wcześniejszych badań i przedstawiono plan działania.
- Jeśli z lekami się nie uda, to jest laparoskopia. Później jest jeszcze jakiś kolejny zabieg. Jeśli później lekarze stwierdzą, że farmakologicznie - przez leki - się nie da, to sami wysyłają na zabieg in vitro - mówi pani Karolina Kostecka.
W rekomendowanej w ramach programu narodowego klinice pani Karolina usłyszała, że jeśli nie zajdzie w ciążę, to zostanie wysłana na in vitro. Przez państwo nierefundowane. Na szczęście udało się bez in vitro.
Tyle szczęścia nie miała pani Katarzyna. - Program rządowy dotyczy tylko diagnostyki niepłodności, a sama diagnostyka raczej nie leczy. W naszym wypadku in vitro było jedyną szansą, żeby mieć dziecko - mówi.
NIK i politycy żądają wyjaśnień
Do refundowanego wcześniej programu in vitro zgłosiło się prawie 12 tysięcy par. Do refundowanego programu prokreacji, według danych NIK, 107 par. Na zorganizowanie programu prokreacji wydano ponad 23 miliony złotych, a na diagnostykę - w porównaniu z inwestycjami - grosze.
- Na samą diagnostykę wydatkowano niecałe 47 tysięcy złotych, co stanowiło 1,7 procenta zaplanowanych środków - komentuje Piotr Wasilewski z NIK.
NIK żąda wyjaśnień, politycy też. - W zamian (za program refundowania in vitro - przyp. red.) dano naprotechnologię. Jaki jest efekt? Zero. 6 tysięcy urodzeń kontra zero - mówi Cezary Tomczyk z PO. - Tym parom daje się wsparcie psychologiczne. To naprawdę nie jest najważniejsze w tym momencie - dodaje Monika Rosa z Nowoczesnej.
Specjaliści już wcześniej ostrzegali, że zmiany nie przyniosą oczekiwanych skutków. - Między nauką a ideologią nie było porozumienia i nie będzie. A w Polsce ideologia chce zastąpić naukę - komentuje profesor Marian Szamatowicz z Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej w Białymstoku.
Może właśnie dlatego w rekomendowanych do programu klinikach nie ma kolejek. - Chciałabym podkreślić, że jest to ośrodek kompleksowej diagnostyki niepłodności, czyli tutaj podejmowana jest diagnostyka, a nie leczenie - przypomina Iwona Nawrot-Szczepanik z Centrum Ginekologii Położnictwa i Neonatologii w Opolu.
A niepłodnym parom to właśnie na leczeniu zależy najbardziej.
- To tak jakby stworzyć program onkologiczny i nie dać możliwości skorzystania z niego pacjentom, którzy już mają stwierdzony nowotwór - uważa Justyna Bajer ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
W liście do redakcji "Faktów" Ministerstwo Zdrowie podkreśla jednak, że Narodowy Program Prokreacji skierowany jest do par jeszcze niezdiagnozowanych.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN