Jeśli to prawda, to zazdroszczę - mówi prezydent i opowiada się za ujawnieniem zarobków w Narodowym Banku Polskim. Opisywane w mediach bajońskie sumy nawet w Pałacu Prezydenckim robią wrażenie. NBP to instytucja publiczna, a nie prywatny skarbiec. Karty na stół - wzywa nie tylko opozycja. Prezes NBP - uważa Marcin Kierwiński z PO - "czuje się elementarnie bezkarny". - Czuje, że ma z tyłu pana prezesa Kaczyńskiego - dodaje, zaś Kazimierz Marcinkiewicz stwierdza: - Można nawet powiedzieć o jakimś długu Jarosława (Kaczyńskiego - przyp. red) wobec kilku czy kilkunastu osób i do nich właśnie należy Adam Glapiński.
- Nie ukrywam, że zazdroszczę. Jakie jest uposażenie prezydenta Rzeczypospolitej, to wszyscy wiedzą - mówił Andrzej Duda.
Kiedy prezydent wypowiadał te słowa, to jeszcze żartował z informacji "Gazety Wyborczej" o bajońskich zarobkach dyrektor NBP Martyny Wojciechowskiej. Ale już kolejna wypowiedź brzmiała jak wezwanie. A wzywa polityk, który wnioskował o powołanie Adama Glapińskiego na najważniejsze stanowisko w banku.
- NBP jest instytucją publiczną i kiedy się pojawia pytanie o to, czy poziom uposażeń w NBP powinien być jawny, czy nie, ja nie widzę przeszkód, żeby był jawny - mówił prezydent Andrzej Duda.
"Koniec świętych krów"
Nawet opozycja, i to ta zazwyczaj mniej krytyczna wobec PiS-u, w związku z tym, że prezes NBP od kilku dni w tej sprawie milczy, złożyła doniesienie i do prokuratury i do CBA.
- Koniec świętych krów, koniec osób, które bez żadnego mrugnięcia oka marnują nasze pieniądze - stwierdził Piotr Apel z partii Kukiz'15.
Niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości już zupełnie oficjalnie przyznają, że informacje o kwocie z czterema zerami kłują w oczy wyborców PiS-u.
- Opowiadamy się za pełną transparentnością i jawnością. Jak również za skromnym państwem - powiedział Jan Maria Jackowski z PiS.
Platforma Obywatelska zapowiedziała wniosek o zmianę prawa tak, by zarobki kierownictwa NBP, od prezesa na dyrektorach kończąc, były jawne. By Narodowy Bank Polski nie mógł lekceważyć pytania o pensje, premie, dodatki, po prostu o zarobki.
- Bo pan prezes Glapiński czuje się elementarnie bezkarny. Czuje, że ma z tyłu pana prezesa Kaczyńskiego - uważa Marcin Kierwiński z PO.
Historia jednej znajomości
W tym przypadku historia jednej znajomości to historia rozstań i powrotów. Podczas słynnego "Marszu na Belweder", w drugą rocznicę końca rządów Jana Olszewskiego, duet Kaczyński-Glapiński był filarem obozu przeciwników Lecha Wałęsy. Glapiński w latach dziewięćdziesiątych, jako minister w dwóch rządach, uchodził za polityka, który próbował budować finansowe zaplecze Porozumienia Centrum. O tamte metody do dziś spierają się politycy, którzy pamiętają skomplikowany czas ustrojowego przełomu.
- Można nawet powiedzieć o jakimś długu Jarosława (Kaczyńskiego - przyp. red) wobec kilku czy kilkunastu osób i do nich właśnie należy Adam Glapiński - twierdzi Kazimierz Marcinkiewicz, były premier.
Historia tej relacji to temat na opasłą książkę o historii Porozumienia Centrum, politycznej wolcie, rozstaniu z braćmi Kaczyńskimi i powrocie do łask. Publikacje o kulisach NBP i wezwania polityków PiS-u oraz prezydenta to najnowszy rozdział tej historii. Były premier Marek Belka zaapelował dziś o ujawnienie zarobków w NBP, bo: każdy dzień zamieszania wokół NBP szkodzi tylko i wyłącznie NBP.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24