Pożar zabrał im wszystko co mieli. Z dachem nad głową włącznie. Historię pana Wojciecha i jego czteroletniej córeczki opowiedzieliśmy w poniedziałkowym wydaniu "Faktów" TVN. Teraz życie i nasi widzowie dopisali do niej szczęśliwe zakończenie.
Pan Wojciech, ojciec czteroletniej Ingi, wciąż wraca do chwil, kiedy pożar zabrał im dobytek życia. Jednak teraz - poza wspominaniem co gdzie było, może już zaplanować sobie, jak będzie wyglądał nowy dom.
Wszystko dlatego, że ludzie, którzy dowiedzieli się o nieszczęściu, nie pozostali bierni w - w bardzo szybkim tempie udało się zebrać kwotę, która pozwala planować na przykład to, jak będzie wyglądał nowy pokój Ingi.
- On (pan Wojciech - przyp. red.) tego nie robi dla siebie, tylko dla niej - zapewnia pani Natalia Gibała, sąsiadka i świadek pożaru.
Pani Natalia po pożarze mocno zaangażowała się w organizację pomocy dla czterolatki i jej taty. Zbiórka wykroczyła poza granicę Pieszyc, w których mieszkają.
Pomogli ludzie z całej Polski.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko (uda się zebrać pieniądze - przyp. red.). Jest to niesamowite, ale to jeszcze nie koniec, bo też wiem, że inne osoby będą potrzebowały pomocy i na pewno będę chciała, żeby te osoby się do mnie zwróciły - tłumaczy pani Natalia.
"Bardzo wszystkim dziękuję"
W pożarze wielorodzinnego domu ucierpiał nie tylko pan Wojtek. Choć straż pożarna zjawiła się sześć minut po zgłoszeniu, to ogień był już dosłownie wszędzie. Priorytetem było ewakuowanie Ingi, jej koleżanki i taty, którzy nie mogli wydostać się z mieszkania.
- Było to traumą dla tych osób ze względu na panujące zadymienie i fakt, że jedyna droga, to jest droga przez okno, gdyż klatka schodowa się paliła - tłumaczy kpt. Sławomir Dudziński, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Dzierżoniowie.
Pan Wojtek zawodowo zajmuje się reklamą. Obiecuje, że się odwdzięczy. Na przykład organizując charytatywny koncert dla innych potrzebujących.
- Wczoraj na przykład dostaliśmy łóżeczko dla córeczki czy mebelki. Pomoc ludzi jest ogromna, aż nie spodziewałem się i bardzo wszystkim dziękuję - mówi pan Wojciech Drożdżyk.
Gdy mówił Indze, że będzie dobrze, to nie wiedział, czy dotrzyma słowa. Teraz ma pewność.
- Jak już byłem na drabinie, to już wiedziałem wiedziałem, że się uratujemy. Nie ważne było, że tam coś się zniszczy, coś się spali. Najważniejsze dla mnie było to, że życie jest uratowane - opowiada pan Wojciech Drożdżyk.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN