Dla noworodka, który nie ma ani mamy, ani taty, przytulanie jest jak zastrzyk z najcenniejszych witamin. Siła takiego zastrzyku miłości jest medycznie udowodniona. Pomaga w rozwoju i chroni zdrowie małego dziecka.
Przytulanie jest cenniejsze niż złoto. - Jednak jak człowiek poświęci więcej czasu temu dziecku, to widać, jak ono się zmienia. Potrafi kontakt złapać, wreszcie się uśmiecha, jest zupełnie inne - mówi Joanna, wolontariuszka od przytulania dzieci.
Inne, bo wcześniej powodów do uśmiechu maluchy wiele nie miały. Do Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku trafiają dzieci w sytuacjach kryzysowych, gdy tracą - tymczasowo lub na zawsze - opiekę swoich rodziców.
- Są to dzieci pozostawione w szpitalach przez mamy, odebrane w ramach interwencji, z powodu kryzysu w rodzinie, zagrożenia zdrowia lub nawet życia - tłumaczy Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnego Ośrodka Preddopcyjnego w Otwocku.
Do ośrodka trafiają także dzieci, których rodzice są uzależnieni od narkotyków lub alkoholu. Mogą przebywać w placówce do pierwszych urodzin. - Dla nas najważniejsze jest to, by dzieci miały ciągłość swojej historii - mówi Polańska.
Chodzi o to, by odbudować ich poczucie bezpieczeństwa. Poza pracownikami placówki, zajmują się tym też wolontariusze.
Starczy miłości
- Ponieważ mam w miarę blisko, wsiadam na rower i po prostu przyjeżdżam - mówi Joanna. Kocha maluchy, a jej dzieci są już dorosłe. Z kolei pani Ewa jest już na emeryturze. - Przewijam, dopieszczam, całuję! Ponieważ mam tylko jedną wnuczkę, to traktuję te dzieci jak swoje wnuki - cieszy się.
Ta miłość, bliskość i przytulanie mają realne przełożenie na zdrowie. Dzięki temu łatwiej utrzymać regularne bicie serca, zwiększyć ilość tlenu we krwi, zmniejszyć zagrożenie, że pojawią się zaburzenia oddychania czy ryzyko infekcji.
- Bliskość dla noworodka, małego dziecka, noszenie go, ma znaczenie nawet dla rozwoju jego mózgu - tłumaczy Mirosława Romanowska, psycholog dziecięcy.
Poważne zobowiązanie
Gdy ośrodek ogłosił, że poszukuje wolontariuszy, zgłosiło się mnóstwo chętnych do pomocy. Jednak tylko niektórzy zrozumieli powagę zadania i mogli zostać na stałe.
- Zanim ktoś do nas wykona telefon, musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, że nie może tu przyjechać na próbę! Czy jestem gotowy być tu systematycznie i nie dawać swój czas na miesiąc czy na dwa, tylko naprawdę na dłużej? - mówi Polańska.
Bo dzieci przyzwyczajają się do zapachu, głosu i bliskości konkretnej osoby. - Jak już przyjeżdżam, to na 4-5 godzin. Zresztą, ciężko stąd wyjść i zostawić takiego malucha samego - mówi Joanna.
Autor: Magda Łucyan / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN