Rok po śmierci 25-letniego Igora wciąż brak wielu odpowiedzi na pytania o jej przyczynę. Dlaczego wyłapywani i zakuwani w kajdanki są ci, którzy filmowali policyjną interwencję? Jak to jest, że jeden z policjantów kłamie, tłumacząc innemu, że paralizator zadziałał tylko raz, a dziwnym trafem nagranie z tego dnia nie zachowuje się w komisariacie?
W sobotę w reportażu "Superwizjera" pokazany został między innymi film zarejestrowany przez paralizator podczas przeszukania prowadzonego w toalecie komisariatu Wrocław-Stare Miasto.
Jeden fragment nagrania, w którym policjanci pytają 25-latka o imię, zasługuje na szczególną uwagę. Policjanci zadają takie pytanie mężczyźnie podłączonemu przewodami do paralizatora - pomimo tego, że kilka godzin wcześniej Igor Stachowiak pokazał im dowód osobisty.
Zatrzymany przez pomyłkę
- Przyjechali panowie policjanci i powiadomili nas o śmierci syna, że na komisariacie syn zmarł. Mówili, że przez pomyłkę się znalazł na komisariacie, że to był jakiś błąd, jakaś pomyłka policji - tak Maciej Stachowiak, ojciec Igora, zapamiętał chwilę, kiedy otrzymał pierwsze informacje od policjantów.
15 maja 2016 roku, kiedy zatrzymany został Igor Stachowiak, policjanci intensywnie poszukiwali innego mężczyzny - Mariusza Frontczaka, który dwa dni wcześniej uciekł policjantom w kajdankach.
0 6.14 rano czterech funkcjonariuszy próbuje wnieść do radiowozu Igora. Z komunikacji radiowej dokładnie z tej samej chwili wynika, że mogli go pomylić z innym mężczyzną, właśnie Frontczakiem.
Nagrania zniknęły
W dniu śmierci Igora Stachowiaka w komisariacie Wrocław-Stare Miasto był monitoring. Nagrania z niego miały być zabezpieczone. - Jest tam monitoring. Całość materiału jest zabezpieczona i przekazana do prokuratury - zapewniał 24 maja 2016 roku nadinsp. Jarosław Szymczyk.
Jednak tak się nie stało. - Jak przyjechaliśmy na komisariat, pani prokurator powiedziała, że nie ma zapisu monitoringu. To znaczy, że wcześniej, o 14:00, dowiadujemy się od policjantów, że jest monitoring, możemy na to zerknąć, spojrzeć. Później przy wizycie prokuratorskiej dowiadujemy się, że nie ma - opowiada Maciej Stachowiak.
"W reportera się bawię"
Interwencję policji na rynku we Wrocławiu nagrywali przechodnie. Widać na tych filmach, że Igor nie wie, za co jest zatrzymany i prosi policjantów, by go nie szarpali. Po interwencji policjanci zabrali jednemu ze świadków telefon. A po zatrzymaniu Igora zaczęło się poszukiwanie kolejnych osób, które filmowały całe zdarzenie.
- No, wyrywa mi z ręki telefon. Mówią, że jestem zatrzymany i skuwają mnie w kajdanki i wprowadzają do auta - relacjonuje świadek, który 15 maja 2016 był z Igorem w jednym pokoju zatrzymań. - Nie zapytali się mnie, jak się nazywam, nie wylegitymowali mnie. Od razu mnie skuli i się śmiali ze mnie, że reporter się znalazł, że w reportera się bawię - dodaje.
Ile razy użyto tasera?
Rozmowa nagrana dwie godziny po śmierci 25-latka może sugerować, że policjanci początkowo chcieli ukryć użycie paralizatora w toalecie. Policjant twierdził w tej rozmowie, że tasera wobec Igora użyto jedynie na rynku. Na nagraniu widać jednak, że Igor był rażony paralizatorem w toalecie, a policjant groził mu, mówiąc: "jeszcze raz nie wykonasz polecenia, to ci z tego zapier***!".
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN