Policjanci mieli widzieć film z paralizatora użytego wobec Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu już dwa tygodnie po jego śmierci. Tak wynika z odpowiedzi, jaką dostał Rzecznik Praw Obywatelskich. Jeszcze w maju komendant główny policji zaprzeczał, że policja miała dostęp do filmu. Nagranie opublikował reporter "Faktów" TVN, Wojciech Bojanowski.
Nagranie, opublikowane w "Faktach" i "Superwizjerze" niemal miesiąc temu nie tylko bulwersowało, ale także doprowadziło do dymisji Komendanta Wojewódzkiego Policji, jego zastępcy, Komendanta Miejskiego we Wrocławiu i kilku innych ważnych funkcjonariuszy na Dolnym Śląsku. Według początkowego stanowiska policji, tych decyzji nie można było podjąć wcześniej, gdyż nie miała ona dostępu do nagrań.
23 maja w "Faktach po Faktach" Komendant głównym policji Jarosław Szymczak zapewniał, że po raz pierwszy nagrania z paralizatora widział w reportażu "Superwizjera".
Jednak teraz z całą pewnością można powiedzieć, że policjanci już ponad rok temu miała dostęp do nagrań.
- Policja zapoznała się z nagraniem w dniu 31 maja 2016 roku - powiedział we wtorek Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Tak wynika z odpowiedzi Komendy Głównej Policji na pismo RPO
"W odpowiedzi na pytania Rzecznika Praw Obywatelskich Komenda Główna Policji przyznaje, że w ramach postępowania dyscyplinarnego prowadzonego wobec policjanta, który użył paralizatora: 31 maja ubiegłego roku zabezpieczono przez skopiowanie nagranie zapisu wideo z tasera; 3 czerwca rzecznik dyscyplinarny przeprowadził oględziny przedmiotowego nagrania, co udokumentował stosownym protokołem" - napisała policja do RPO.
Policjant, który oglądał nagrania i sporządzał służbową dokumentację, działał na wyraźne polecenie Jarosława Szymczyka. Z jego wypowiedzi z 23 maja tego roku wynika jednak coś innego. - Prowadzący postępowanie dyscyplinarne, wszczęte na moje polecenie, trzykrotnie zwracał się do prokuratury z prośbą o przekazanie tego materiału filmowego. Tego materiału filmowego nie uzyskał - mówił wówczas.
Zmiana wersji
Tymczasem z opublikowanych we wtorek dokumentów wynika, że policjant działający na zlecenie komendanta głównego już dwa tygodnie po śmierci Igora Stachowiaka widział nagranie. Także we wtorek rzecznik Komendanta Głównego wprost zaprzeczył słowom swojego zwierzchnika wypowiedzianym w maju. - Postępowanie dyscyplinarne prowadzone jest na poziomie komendy miejskiej policji - powiedział Mariusz Ciarka. - Do postępowania dyscyplinarnego komendant główny nie może się włączać - dodał.
W maju, kiedy komendant twierdził jeszcze, że to on zlecał postępowanie dyscyplinarne, jego rzecznik twierdził, że policja nie znała wcześniej nagrania z paralizatora.
Po opublikowaniu odpowiedzi na pytania Rzecznika Praw Obywatelskich, rzecznik Komendanta Głównego Policji stwierdził, że policjanci jednak widzieli nagranie. Dodał jednak, że nie miał on prawa znać szczegółów postępowania dyscyplinarnego.
Nagranie, na którym widać jak Igor Stachowiak jest rażony paralizatorem, jak się okazuje, miało od roku być doskonale znane polskiej policji. Nie wiemy, ile osób je widziało. Dopiero po tym, jak zostało upublicznione, zdecydowano się na podjęcie decyzji personalnych.
Jak dowiedział się portal tvn24.pl, funkcjonariusz, który użył teasera wobec skrępowanego Igora Stachowiaka został zwolniony z policji. [CZYTAJ WIĘCEJ]
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN