Rozruszał serce i ruszył w góry, bo życie na kanapie dla alpinisty nie jest szczytem marzeń. Pan Piotr ma 54 lata, poważnie chore serce, rozrusznik i właśnie zdobywa Koronę Ziemi. Niech ta wyprawa na siedem kontynentów, z sercem na baterie, doda także Państwu skrzydeł.
Szczytu swoich możliwości Piotr Głowacki jeszcze nie poznał. Przeżył już za to moment, w którym lekarze sugerowali, że z drogi, którą wybrał w życiu, trzeba będzie zawrócić.
- Jeden z lekarzy powiedział: chłopie siedź w domu z pilotem przed telewizorem i ciesz się, że żyjesz. Dlatego mocno mi to utkwiło, bo powiedziałem, że na pewno tak nie mam zamiaru żyć - powiedział pan Piotr, który jest alpinistą.
Wielkie serce do wspinania potrzebowało jednak wsparcia. Najlepszym rozwiązaniem okazało się wszczepienie rozrusznika, czyli urządzenia, które w pierwszych miesiącach, oprócz serca, działa także na wyobraźnię. - Ten rozrusznik na początku to tak wielka bariera, że człowiek myśli, że później życie, zamiast zacząć się od nowa, to się po prostu kończy, bo mi wszystkiego zabronią - opowiadał Głowacki.
Dokonał tego jako pierwszy
Piotr Głowacki udowodnił, że może być odwrotnie. 54-latek postanowił, że z rozrusznikiem serca zdobędzie Koronę Ziemi. Już po pierwszych konsultacjach z lekarzem okazało się, że podczas wchodzenia na najwyższe szczyty na każdym z siedmiu kontynentów, alpinista z Mysłowic będzie przecierał nie tylko górskie szlaki.
- Nie mieliśmy żadnego pacjenta czy doświadczenia, że ktoś takie rzeczy robił, więc trudno było się na czymś oprzeć, żeby pokazać: no dobra, ten to zrobił, to ja też to mogę próbować - opowiadał alpinista.
- Nawet w pewnym sensie, go zachęcałem do tego, bo to pozwoliło mu uwierzyć w siebie - powiedział profesor Włodzimierz Kargul, kardiolog.
Kolejne szczyty zdobyte
Piotr Głowacki stal już na szczycie Mont Blanc, był na najwyższej górze Antarktydy Mount Vinson i dwóch pięciotysięcznikach - Elbrusie i Kilimandżaro. Mocniej serce alpinisty zabiło także na Alasce, gdzie zdobył Mount McKinley oraz dwukrotnie w Ameryce Południowej. Tam jednak trzeba będzie jeszcze wrócić. - 100 metrów przed szczytem Aconcagua strażnicy, czyli taka policja turystyczna, dostali informację o załamaniu pogody - opowiadał pan Piotr.
Atak szczytowy musiał więc zostać przerwany. Obaw, że wspinaczka nie zawsze skończy się sukcesem, było jednak więcej. Największy niepokój budziła wytrzymałość - nie własna, a odpowiedzialnej za działanie rozrusznika baterii. - Przed Alaską bałem się o temperatury, dlatego, że dobrze wiemy, jak jeździmy w wysokie góry, że ile byśmy nie zabrali baterii do aparatów, do czołówek czy innego sprzętu, to zazwyczaj i tak jest mało - mówił Głowacki.
Jest jednak coś, czego podczas żadnej z wypraw na pewno nie zabrakło. - Odwaga. Powiedziałbym odwaga, ale myślę, że to jest profesjonalizm też i jednak przemyślana sprawa, po konsultacji z lekarzami. To nie jest tak, że z szabelką na księżyc, prawda. Ale tak, to jest odwaga - mówił himalaista Krzysztof Wielicki.
To, że może doprowadzić ona wysoko, Piotr Głowacki chce udowodnić, stając także na najwyższym szczycie świata - Mount Everest.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN