W Gdańsku ruszył proces trzech osób, które dwa lata temu obaliły pomnik księdza Henryka Jankowskiego. Tłumaczyli wtedy, że symbolicznie chcieli strącić z piedestału fałszywą pamięć o prałacie coraz głośniej oskarżanym o pedofilię.
W sporze w sprawie obalenia pomnika księdza Henryka Jankowskiego nie chodzi tylko o winę - czy brak winy - za popełniony czyn. To spór o to, czy obalenie pomnika było przestępstwem.
- Przedmiotem procesu jest uszkodzenie pomnika i znieważenie pomnika - podkreśla Mariusz Skwierawski z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście.
Oskarżony Konrad Korzeniowski uważa jednak, że obalenie było "symbolicznym strąceniem ze wspólnotowego piedestału fałszywej pamięci i czci" prałata Henryka Jankowskiego. Przed sądem w Gdańsku trzej oskarżeni próbowali wyjaśnić swoje motywy.
Próbowali, bo sędzia nie pozwalała im na odczytanie oświadczenia, w którym tłumaczyli, że wobec zarzutów o pedofilię księdza Jankowskiego nie mogli pozostać bierni, gdy bierni byli inni.
- Nie jest dobrą praktyką to, by cenzurować wyjaśnienia oskarżonych - uważa Radosław Baszuk, obrońca oskarżonych.
Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia. Nie przyznali się do winy.
Tłumaczyli, że obalenie było symbolem, który specjalnie nagrali, zadbali by figura się nie potłukła, i sami powiadomili policję.
- Gdyby się okazało, sąd stwierdził, że ksiądz Jankowski był pedofilem, sam ten pomnik bym rozebrał, bo po to mamy sądy, po to walczyliśmy o wolną Polskę, o wolność słowa, ale nie o taką anarchię, że jedni stawiają, drudzy obalają - mówi Jerzy Borowczak ze Społecznego Komitetu Budowy Pomnika księdza Henryka Jankowskiego z KP Koalicji Obywatelskiej, Platformy Obywatelskiej.
"Po drugiej stronie leży cierpienie"
Pokrzywdzeni w tej sprawie twierdzą, że bez sądowego wyroku nie wolno skazywać kapelana Solidarności na niepamięć. Mimo to sami usunęli statuę, a władze Gdańska odebrały zmarłemu duchownemu honorowe obywatelstwo oraz zmieniły nazwę skweru.
- Położyliśmy cholerną figurę, choć to tylko kamień i brąz, gdzie po drugiej stronie leży cierpienie - uważa Rafał Suszek, oskarżony.
Trauma trwa mimo upływu lat - o czym mówią ofiary innych duchownych.
Barbara Borowiecka, którą w dzieciństwie ksiądz Henryk Jankowski miał zgwałcić, opowiedziała o tym po raz pierwszy po 50 latach. Mimo zgłoszenia sprawy, komisja kościelna wciąż jej nie przesłuchała.
- Pani Barbara sama mówiła o tym, że czuła, że wewnętrznie gniła przez całe życie i ten akt opowiedzenia o tym jest też aktem oczyszczenia, a także aktem, tak naprawdę, troski o wspólnotę, jaką jest Kościół. - uważa Katarzyna Warecka, pełnomocnik Barbary Borowieckiej.
Na miejscu obalonego pomnika na cokole stoi obecnie kwietnik.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Sekielski