W teorii od niedzieli, w praktyce od poniedziałku, wchodzą w życie ważne dla Polaków zmiany. Zainteresowanych natychmiastowym przejściem na emeryturę liczymy w setkach tysięcy. Ukaranych słusznie lub poszkodowanych niesłusznie przez tak zwana ustawą dezubekizacyjną będą tysiące.
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska dała emerytom wybór. - Nie ma przymusu, jest prawo wyboru - mówi. Od niedzieli Polacy mogą i, na co wskazuje liczba wniosków, chcą przechodzić na emeryturę wcześniej. Na ponad 330 tysięcy uprawnionych, już prawie 200 tysięcy podjęło taką decyzję. Wnioski do ZUS wciąż można składać.
Minister Rafalska tłumaczy, że większość z tych osób i tak od dawna znajdowała się poza rynkiem pracy. - Niewielka ilość aktywnych zawodowo, którzy złożyli wnioski, pokazuje, że to są decyzje przemyślane i że Polacy mają tę świadomość, że jeżeli przejdą wcześniej na emeryturę, to otrzymają takie świadczenie - podkreśla minister.
Inaczej niż w kampanii wyborczej, PiS przyznaje, że ten, kto zdecyduje się na dłuższą pracę, choćby o rok, otrzyma emeryturę wyższą nawet o 8 procent. - Zawsze jest to oczywiste, że długość pracy determinuje również wysokość emerytury - mówi Jacek Sasin, poseł PiS. - Wmawianie dzisiaj ludziom, którzy mają uwierzyć w to, że podwyższenie wieku emerytalnego wpłynie na wysokość ich emerytur, to jest zabieg PR-owski rządzących - przekonywała we wrześniu 2015 roku Beata Szydło.
Ten sam zabieg, dla rządzących obecnie, nie jest wmawianiem, a zachętą do dłuższej pracy, która w konsekwencji zmniejszy skutki reformy dla budżetu.
Opozycja bije więc na alarm, wyliczając, że reforma emerytalna uderzy w rynek pracy i skaże Polaków na głodowe emerytury. - Jest niebezpieczna dla Polski. Oznacza ona biedę dla emerytów i jest wyrazem prymitywnego populizmu ze strony PiS - ocenia lider Nowoczesnej Ryszard Petru.
Ustawa dezubekizacyjna
To nie koniec zmian. W niedzielę wchodzi też w życie tak zwana ustawa dezubekizacyjna, obniżająca wysokość emerytur funkcjonariuszom totalitarnego komunistycznego aparatu represji.
- Nawet słuszna intencja tej ustawy, czyli ograniczenie emerytur esbekom, została wypaczona, ponieważ do tego worka wrzucono wszystkich - uważa Sławomir Neumann z PO.
To, co budzi kontrowersje to skala. Twórcy ustawy do tego samego worka wrzucili etatowych pracowników aparatu bezpieczeństwa PRL i na przykład studentów, którzy pracowali nie w milicji, ale policji, już w wolnej Polsce.
- Skoro mają emeryturę czy jej część naliczoną z tego tytułu, że pracowali w strukturach bezpieczeństwa PRL, no to jednak nie mogą mówić, że nie mają z tym nic wspólnego - mówi Jacek Sasin. Spytany, czy studiowanie oznacza pracę, poseł odpowiada, że "indywidualne przypadki muszą być rozpatrywane przez ministra i taki mechanizm w tej ustawie jest". - Myśmy przed tym przestrzegali, że nie można robić takiej odpowiedzialności zbiorowej, bo każda historia jest inna - zaznacza Sławomir Neumann. Służbę każdego prześledzi Instytut Pamięci Narodowej. Na tej podstawie, to minister spraw wewnętrznych zdecyduje czy i kogo wyłączyć spod jej przepisów. Od decyzji, obniżającej emeryturę, przysługuje odwołanie do sądu.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN