To chyba najbardziej niesamowity prezent mikołajkowy. Pan Andrzej rozebrał własny dom i przewiózł go tam, gdzie go bardziej potrzebują. Na teren potężnej letniej nawałnicy na Pomorzu, gdzie z domów nie zostało nic.
Ledwie dom postawił, a już go rozbiera. Pan Andrzej Sapieszko uznał, że jego dom z bali nie da mu tyle rozrywki, ile potrzebującym może przynieść dobra. - Mnie się wydaje, że tam na górze taki starszy pan siedzi i on o tym decyduje, a my tylko wykonujemy - mówi pan Andrzej. Dlatego szybko nowiutki dom rozłożył na części. Jak opowiada, jego dorosłe dzieci nie chciały tu przyjeżdżać.
Dlatego pan Andrzej swoje marzenia o spokojnej emeryturze na razie odłożył i pomyślał o ofiarach sierpniowej nawałnicy, które do tej pory pozostają bez dachu nad głową.
- Po prostu są ludzie, którzy bardziej potrzebują, niż ja - tłumaczy swoją decyzję.
Z Kamieńczyka do Szynwałdu
Pan Andrzej zadzwonił do sołtysa zniszczonego przez wichurę Rytla na Pomorzu, aby ten wskazał potrzebujących. Sołtys skierował go do koleżanki zza miedzy, gdzie potrzeby są jeszcze większe.
W ten sposób dom z Kamieńczyka nad Bugiem (woj. mazowieckie) pokonał 400 kilometrów do Szynwałdu (woj. kujawsko-pomorskie).
Zbiegło się pół wsi, aby pomóc rozładować solidne 12-metrowe bale ze słowackich świerków. Pomogli, bo w Szynwałdzie los czteroosobowej rodziny Wiśniewskich poruszył wszystkich. Ich stuletni domek ze ścianami wypełnionymi gliną, nie wytrzymał naporu wiatru. Zerwało kawał dachu, a deszcz dokończył dzieła zniszczenia. 9-letniemu Wiktorowi nawałnica wciąż śni się po nocach. Nie chce tu być ani dnia dłużej. - Takiego czegoś nie da się opisać. To były sekundy - wspomina Anna Wiśniewska.
Ich stary dom jest zniszczony w jednej piątej. Ze względu na jego niską wartość Wiśniewscy dostali tylko 7 tysięcy złotych na odbudowę. I ostrzeżenie, aby zniszczony dom natychmiast opuścić. Nowy dom spadł więc im jak z nieba. - Ten człowiek podarował tonącym nie brzytwę, tylko koło ratunkowe - tak o niezwykłym darczyńcy mówi Stanisław Wiśniewski.
"Nie wątpić w nikogo i nigdzie"
Za fundament zapłacili krewni. W środę ekipa wynajęta przez darczyńcę położyła podwaliny i pierwsze wieńce belek.
Ścigają się z czasem. Chcą na Święta położyć dach. - Nie jeden powie, że to szaleniec, ale dla mnie to jest człowiek o wielkim sercu - mówi o całej akcji Mirosław Jankowski, stolarz.
W Szynwałdzie i okolicach jest wielu ludzi o wielkich sercach. Wichura ich zjednoczyła. Stanisław Wiśniewski, choć sam w potrzebie, tuż po wichurze uruchomił śrutownicę i uratował od głodowej śmierci zwierzęta sąsiadów. Te Święta Wiśniewscy spędzą w czwórkę w jedynym ocalałym pokoju. Ale Wielkanoc, kto wie? - Nie wątpić w nikogo i nigdzie. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, trzeba dać tą rękę - mówi pan Stanisław.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN