W Radomiu napastnicy w czarnych koszulkach pobili działacza Komitetu Obrony Demokracji. Nacjonaliści krzyczeli: "śmierć wrogom ojczyzny!" Stało się to w przeddzień uroczystości ku czci demonstrantów, pobitych przez komunistyczną milicję 41 lat temu. Komitet oskarża rządzących o szczucie, a opozycja pyta, dlaczego policja nie chroni wszystkich?
Na jednej z głównych ulic Radomia grupa Młodzieży Wszechpolskiej atakuje działacza Komitetu Obrony Demokracji. Do starcia doszło w sobotę, podczas organizowanych przez KOD uroczystości związanych z wydarzeniami radomskimi z czerwca 1976 roku. Działacze Komitetu złożyli dziś w tej sprawie zawiadomienie na policji.
- Niestety nie było żadnego policjanta, w związku z czym oni, czując się bezkarnie, zaczęli nas atakować. Wyrywali flagi, czapki… - relacjonował już w niedzielę zaatakowany działacz KOD, Andrzej Majdan.
"Napadnięci przez bandytów"
Po tych wydarzeniach Komitet zamanifestował swój sprzeciw przed Pałacem Prezydenckim. "Zostaliśmy napadnięci przez bandytów" - krzyczeli działacze.
- W zeszłym roku w tym samym miejscu była podobna manifestacja - 40. rocznica wydarzeń radomskich. Wtedy policja zachowała się profesjonalnie i chroniła, mimo prowokacji narodowców - wspomina Andrzej Majdan.
- Władze dzisiejszego państwa zachęcają, szczują, zaczynając od kłamstwa Kaczyńskiego, że KOD to są komuniści - mówi działacz antykomunistycznej opozycji, a dziś lider Komitetu, Krzysztof Łoziński.
Nieobecność policji w Radomiu zestawia on z zaangażowaniem funkcjonariuszy podczas miesięcznic smoleńskich na Krakowskim Przedmieściu i interwencją wobec innego działacza opozycji w czasach PRL, Władysława Frasyniuka. - Tam (na miesięcznicach - red.) jest przesadna ochrona, a w miejscu, gdzie jest rzeczywiście potrzebna, jej nie ma - ocenia Łoziński.
"Polityczny parasol"
Poseł PiS Marek Suski uważa, że jeśli była to zgłoszona manifestacja, to funkcjonariusze powinni ją ochraniać. - To na pewno wpadka policji - ocenił.
- Ważne, by w takich sytuacjach nie zaogniać sytuacji, żeby nie doszło do tego, że policja czy straż miejska włączają się i dochodzi do starć - tłumaczy wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki.
Z taką oceną sytuacji nie zgadza się opozycja. - To jest kolejny argument przeciwko ministrowi Błaszczakowi. Potrafią wysłać tysiące policjantów do ochrony Kaczyńskiego, a nie potrafią ochronić pokojowej demonstracji w Radomiu - mówi Sławomir Neumann z PO.
- To jest polityczny parasol nad tymi ludźmi, którzy w sposób haniebny podnoszą rękę na człowieka, który korzysta ze swojego prawa do wolności - wtórowała mu była premier Ewa Kopacz (PO).
- Tak naprawdę ani jedni, ani drudzy nie powinni tego dnia przeciwko sobie manifestować, bo to jest wydarzenie, które powinno nas łączyć. Nasza wspólna historia jest bardzo dramatyczna – mówi wiceminister Kownacki.
Bez policji?
Radomska policja ustala przebieg zdarzenia i, jak informuje w oświadczeniu, przesłuchuje świadków, gromadzi dowody, które potem przekaże prokuraturze celem oceny prawnej. Służby przekonują też, że "do zabezpieczenia każdego ze zgłoszonych zgromadzeń, niezależnie od służb ochrony organizatorów, wyznaczone zostały również siły policyjne".
Jednak nie potwierdzali tego uczestnicy demonstracji. - Miasto bez policji! Ani jednego policjanta nie widziałem – relacjonował na gorąco członek KOD.
Młodzież Wszechpolska w wydanym oświadczeniu tłumaczy, że swoją obecnością chcieli wyrazić krytyczny stosunek do działań Komitetu. I przekonują, że to działacze KOD jako pierwsi zachowywali się agresywnie.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN