Mija 30 lat od tragicznego pożaru w hali Stoczni Gdańskiej. Zginęło wtedy siedem osób. To było podpalenie, jednak do dziś nie wiadomo, kto za nie odpowiada. Gdy po koncercie w hali pojawił się ogień, widzowie na początku myśleli, że to efekty świetlne.
24 listopada 1994 roku w pożarze w hali Stoczni Gdańskiej, w której odbywał się koncert zespołu Golden Life, śmierć poniosło siedem osób. Rannych zostało około 300 osób.
Rękę pana Rafała Borowskiego udało się uratować, ale blizny pozostały. Nie tylko te widoczne gołym okiem. - Jechała na moich nogach w radiowozie jedna z tych dziewczynek, która się później okazało, że zmarła - wspomina mężczyzna.
Pan Szymon Tarwacki pracował wówczas w hali Stoczni Gdańskiej jako technik. - Zobaczyłem strażaka, który przebiega z gaśnicą obok mnie i on mi spojrzał w oczy, i widziałem, że ten starszy strażak jest przerażony - relacjonuje mężczyzna.
Panie Ewelina Hałenda i Alicja Żuchowska poznały się na szpitalnej sali. Obie w pożarze zostały ranne. - Najbardziej pamiętam tłum, ścisk, płacz i niedowierzanie, jak się patrzyło na własne ręce - opowiada pani Ewelina.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: "Siła rażenia tego wybuchu była przeogromna". Zginęło dwóch strażaków. Wiceminister o szczegółach
Obie miały wtedy 14 lat i nadal wracają wspomnienia tej tragedii, nie tylko przy okazji rocznicy, ale na przykład w tłumie czy w zamkniętych pomieszczeniach. - Zawsze jest moment takiego zawahania się, zastanowienia, gdzie mam stanąć, gdzie jest wyjście - wyznaje pani Alicja.
Pożar wybuchł dokładnie 30 lat temu w hali Stoczni Gdańskiej. Ponad dwa tysiące młodych ludzi bawiło się na koncercie. Siedem osób zginęło, a ponad 300 zostało poważnie poparzonych.
Podpalacza nigdy nie wykryto
Śledztwo wykazało, że hala została podpalona umyślnie. Podpalacza nigdy nie wykryto. Za to organizatorzy koncertu usłyszeli wyroki w zawieszeniu po 16 latach trwania procesu.
Ci, co przeżyli, co roku spotykają się przy pomniku ofiar. Wśród nich również Anna Golędzinowska, która jako 16-latka bawiła się na tym koncercie. - Myśmy byli przekonani, że nas spali żywcem w pewnym momencie - wspomina Anna Golędzinowska, obecnie radna miasta Gdańska.
Wielu poszkodowanych leczyło się przez lata, nie tylko fizycznie. Ze straumatyzowanymi młodymi ludźmi pracował wówczas psycholog Bogusław Borys. - Z niektórymi osobami było bardzo, bardzo trudno nawiązać jakikolwiek kontakt. Wszystko tylko nie temat pożaru - wspomina profesor.
CZYTAJ TAKŻE: Przyszła nagle, rzucała o drzewa, odzierała z ubrań. "Krzyczałem, ale nikogo już nie było"
Upamiętnieniem ofiar pożaru jest nie tylko pomnik, ale także piosenka "24.11.94" zespołu Golden Life, z tekstem "Życie, choć piękne, tak kruche jest". Jej twórcy dziś też pamiętają o ofiarach i poszkodowanych. - Staramy się być zawsze tego dnia tutaj, ponieważ tutaj przychodzą ludzie, którzy wtedy przyszli dla nas - mówi Jarosław Turbiarz, artysta z zespołu Golden Life.
Wtedy dla siedmiu osób był to ostatni koncert. Dla tych, którzy go przeżyli, już każdy koncert będzie związany z lękiem. - Dla nas w tym momencie to był koniec świata, dla większości z nas na szczęście ten świat się odbudował - wyznaje Anna Golędzinowska.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Stefan Kraszewski