W kraju, którego rząd chwali się przyjęciem miliona uchodźców z Ukrainy, bardzo trudno jest uzyskać pomoc rzeczywistym uciekinierom z Donbasu. Matka i córka szukały schronienia, ale im poradzono, by wracały do kraju, bo z pewnością znajdzie się tam bezpieczne dla nich miejsce. Znalazły je w Polsce, ale nie na długo. Choć powołują się też na swoje polskie korzenie, zostały zatrzymane i grozi im deportacja.
Wiktoria ma dziewięć lat i gdy dorośnie, chce zostać baleriną, choć dorosła stara się być już teraz. Dla mamy. - To był szok. Nie bałam się o siebie, a o córkę. My nie jesteśmy przestępcami, uciekłyśmy przed wojną, a tutaj nie mamy żadnej pomocy - mówi Walentyna Sorochan.
Ona i jej córka uciekły z Donbasu. W Polsce poszły do urzędu załatwić sprawę, zamiast tego zostały zatrzymane.
- Nie mogliśmy z nikim zdzwonić się, było strasznie, potem pojechałyśmy do takiego hotelu, tam też było jakoś strasznie, z ochroną wszędzie chodziliśmy - opowiada Wiktoria.
"Zachodnia Ukraina jest bezpieczna"
Na Ukrainie straciły wszystko. W Polsce zwróciły się o azyl, ale wszystkie ich wnioski zostały odrzucone. - Mówią, że jesteśmy ekonomicznymi uchodźcami. Jakimi ekonomicznymi? Miałyśmy dobre życie, miałyśmy mieszkanie - mówi pani Walentyna.
Utrata dorobku życia na wojnie to jednak dla polskich urzędników często za mało na status uchodźcy. Bo, jak przekonują, na zachodzie Ukrainy jest bezpiecznie i tam mogą się przenieść uciekinierzy z Donbasu.
- Jeżeli cudzoziemiec nie przedstawia dowodów na to, że ma takie uzasadnione obawy, wówczas nie ma możliwości nadania ochrony - tłumaczy Jakub Dudziak z Urzędu do Spraw Cudzoziemców.
Dlatego Straż Graniczna nakazała matce i córce wracać na Ukrainę. Tyle, że taką decyzję wysłała na ich stary adres, więc Walentyna dowiedziała się o niej dopiero po zatrzymaniu. - Zabrali nam wszystkie rzeczy, przeszukali i mnie i dziecko - wspomina. Potem wsadzili do samochodu z ochroną i zawieźli do zamkniętego ośrodka.
"Straciłam wszystko"
- Jej prawa zostały pogwałcone. Córka od trzech lat chodzi do polskiej szkoły i właściwie jest tutaj dobrze zintegrowana. Straty psychiczne mogą być zbyt duże - przekonuje Tomasz Sieniow z Fundacji Instytut na Rzecz Państwa Prawa w Lublinie.
Walentyna i jej córka miesiąc siedziały za kratami i drutem kolczastym. Sąd, po zażaleniu, je wypuścił. Ich ostatnia szansa na pobyt w Polsce to polskie korzenie. - Prababcia, pradziadek, babcia i tato byli Polakami - mówi Walentyna Sorochan. - Związki z polskością tej pani są bezsprzeczne - dodaje Tomasz Sieniow.
Tułaczka matki i jej córki po Polsce trwa już trzy lata. Walentyna na Ukrainie była laborantką, w Polsce bez dokumentów nie może pracować. Przez areszt straciły pokój, który wynajmowały. Na razie mieszkają w otwartym ośrodku dla uchodźców.
Wiktoria boi się, że nie będzie mogła wrócić do szkoły. - Straciłam kolegów, dobrego nauczyciela, dobrą szkołę, mieszkanie, które mi się bardzo podobało, no wszystko - wylicza dziewczynka.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN