Strzelanie do łosi będzie wkrótce dozwolone. Ministerstwo Środowiska ma już projekt rozporządzenia. Zapowiadało, że będzie w tej sprawie odważne. Na czym ta odwaga będzie polegać?
Ogromny, majestatyczny, chętnie przebywa blisko ludzi. Słowem - stanowi łatwy cel. Według ministra środowiska Jana Szyszki do łosia trzeba odpalić z grubej rury, bo łoś niszczy leśne uprawy, poluje na drogach na kierowców i trzeba go wybić tam, gdzie jest go za dużo, bo w innych miejscach jest go za mało.
- To realizacja tylko i wyłącznie pragnień myśliwych o nietypowych, wyjątkowych trofeach - uważa Anna Płaszczyk z Fundacji "Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!".
Coś w tej myśli jest, bo pod pretekstem zagrożenia afrykańskim pomorem świń, minister środowiska pozwolił strzelać do dzików - nawet ciężarnych - przez cały rok. Wziął tęż na celownik szakala, który do złudzenia przypomina wilka. W rzeczywistości może więc chodzić właśnie o wilka.
Generalnie dzik, szakal i łoś wpisywane są w ministerstwie na listę zwierząt do odstrzelenia w pierwszej kolejności.
Ile jest w Polsce łosi?
Myśliwy Stefan Bazyluk z Polskiego Związku Łowieckiego przekonuje, że łoś może powodować szkody dla fauny, że nie można przewidzieć, jak wzrost jego populacji wpłynie na gatunki rodzime.
Dla gatunków rodzimych łoś do tej pory był szczególnie ważny. Od 16 lat pod ochroną. Według ministra Szyszki w tym czasie rozmnożył się z około 2 do około 20 tysięcy sztuk. Jednocześnie ministerstwo nie wie, ile trzeba łosi zabić, żeby było ich w sam raz.
- Jeśli ktoś byłby złośliwy, to można by powiedzieć, że jeszcze przed odstrzałem ministerstwo zgubiło 8 tysięcy łosi. Bo oficjalne dane GUS mówią o prawie 28 tysiącach - mówi prof. Mirosław Ratkiewicz z Instytutu Biologii na Uniwersytecie w Białymstoku.
Cenne łosie
- Rozpoczynamy dyskusję społeczną. Długą dyskusję - zapowiadał 2 czerwca Andrzej Konieczny, wiceminister środowiska. Tyle tylko, że do tej zapowiadanej dyskusji włączeni zostali tylko myśliwi i leśnicy.
Ekolodzy zwracają uwagę na nietrafione - ich zdaniem - argumenty ministerstwa. - Po pierwsze nie ma statystyk uwzględniających gatunki zwierząt, które powodują wypadki. To są również zwierzęta gospodarskie i domowe w tym całym jednym worku - tłumaczy Paweł Średziński z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Rzeź łosi na pewno zagwarantuje leśnikom duży dochód. Same łopatki to minimum 3 tysiące złotych i około 7 zł za każdy kilogram dorodnego osobnika.
Niebezpieczne przekonania
- My tutaj w Polsce mamy też do czynienia z takimi reliktowymi populacjami jak populacja biebrzańska, która jest nieco odmienna genetycznie i rzeczywiście powinniśmy na nią chuchać i dmuchać - mówi prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN.
W obronie reliktowej populacji interpelowała nawet posłanka PiS. "Istnieje ryzyko całkowitego zniszczenia tej osobliwej genetycznie populacji" - pisała w czerwcu 2014 roku Iwona Arent. Ale to było trzy lata temu, teraz obowiązują cytaty z ministra Szyszki.
"Próbuje się wytworzyć przekonanie, że (...) najwyższa forma ochrony to 'nie zabijać i nie wycinać'. To niebezpieczne" - mówił Szyszko w "Gazecie Polskiej".
Wycinanie gatunków z ekosystemu to rzeczywiście niebezpieczne, ale w resorcie środowiska nie ma na ten temat chętnych do rozmowy.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN