Lekcja życia na pełnej petardzie. Ksiądz Jan Kaczkowski był w tej dziedzinie ekspertem, w hospicjum w Pucku był księdzem-prezesem. Pokazał, jak raka można obezwładnić życiem i że w hospicjum można czuć się jak w SPA.
Przy każdym wejściu na oddział ks. Jan Kaczkowski witał gości uśmiechem i roześmianym spojrzeniem.
- On swoim wzrokiem za nami wodzi, a wzrok miał słaby... Ale potrafił się skupić - opowiada wiceprezes zarządu "Puckie Hospicjum pw. św. ojca Pio" Anna Jochim-Labuda.
"Żyć na pełnej petardzie"
Podopieczni hospicjum wciąż czują jego wzrok na sobie, więc nikt nie odpuszcza. Każdy pilnuje się, by żyć - jak przykazywał - na pełnej petardzie, nawet jeśli na fitnessie nikt nie podskoczy.
- Czuję się tu jak w SPA. Każdy mi mówi: masz się tu czuć jak w SPA - mówi Monika Maj. Na każde zawołanie jest pielęgniarka, pani psycholog, jest lekarz, są nawet galowe koncerty.
W puckim hospicjum, od zeszłego poniedziałku wielkanocnego tylko księdza Jana brakuje. Porządek jest zawsze zachowany, ale brakuje jego bezceremonialnych odpowiedzi i poczucia humoru. Została jednak po nim zasada: rozmowa jest nawet ważniejsza od kroplówki. Kulturalnej rozmowy - bo tu każdy jest na pan i pani. Żadnych zdrobnień, spoufalania się, przeszkadzania.
Wysokie wymagania
- Najprostsza babska rzecz: chodzenie w butach na obcasie, czego ksiądz nie tolerował, nie daj Boże stukanie. I dzisiaj przyszłam do pracy i mówię: o jej, stukam. Jan był by niezadowolony wiec szybo się przebrałam, żeby nie hałasować - mówi kierownik medyczny hospicjum Dorota Olszewska.
Ksiądz wymagał wysokich standardów dla pacjentów. Dlatego pani Elżbieta jest równie ważna jak lekarz. Poziom w kuchni - nieustannie wysoki.
- Elegancko podane, super miało być. Wszystko mu smakowało i pod pacjenta żeśmy robili - opowiada kucharka Elżbieta Rathnow.
Wszyscy go za to dobrze wspominają. I za jego energię i życzliwość.
- Ksiądz mówił, a myśmy patrzyli i byliśmy jak zaczarowani. Ja się czułem jak dziecko, jakby tata mówił, a ja chciałem słuchać - opowiada Tomasz Iwaniuk z pomorskiej grupy wsparcia przy hospicjum im. Rafała Zawickiego.
"W hospicjum się żyje"
A mówił, że w hospicjum się żyje. Nie brakuje tych, którzy wychodzą stąd do domów, i tu wracają... po zastrzyk energii. Dla grupy wsparcia przy puckim hospicjum zawsze miał dobre słowo. -Bardzo dobrze masz tą chustkę zawiązaną, taka kreatywna jesteś - tak słowa ks. Kaczkowskiego wspomina Małgorzata Kierznikowicz z grupy wsparcia.
Członkowie grup wspominają i wyobrażają sobie, że wyjechał na kolejną terapię, gdy jest im zbyt ciężko. Bo zawsze mawiał, że wróci - "bo ma dla kogo".
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN