Rozżalenie i zaskoczenie w szpitalu jednoimiennym w Krakowie. Ministerstwo obiecało wysoką premię dla tych, którzy zajmowali się pacjentami z koronawirusem. Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym i na Oddziale Intensywnej Terapii byli też pacjenci bez COVID-19 w karcie. Ratownicy, lekarze i pielęgniarki z tych dwóch oddziałów wszystkimi zajmowali się tak samo dzielnie. Teraz zostali na lodzie.
W jednoimiennym Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie przyjmowani byli pacjenci z COVID-19. Pracownicy dostali za to teraz wysokie premie od Ministerstwa Zdrowia - za każdy miesiąc pół dodatkowej pensji. Ale nie wszyscy: ci ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego i Oddziału Intensywnej Terapii nie otrzymali nic.
- Decyzja Ministerstwa Zdrowia, która tak naprawdę pozbawia ten zespół tych dodatków, powoduje ogromne rozżalenie w całym tym zespole i takie poczucie dużej niesprawiedliwości - twierdzi Tomasz Drygalski, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Nie ma nagrody, bo ratowali życie
Pieniędzy nie dostaną, ponieważ Szpitalny Oddział Ratunkowy i Oddział Intensywnej Terapii w czasie stanu epidemii przyjmowały też pacjentów niezakażonych nowym koronawirusem. Zatem nie były, tak jak pozostała część szpitala, jednoimienne.
- W takim wypadku te rekompensaty nie przysługują. Rekompensaty przysługują tym pracownikom, którzy pracowali wyłącznie na oddziałach, na których leczono pacjentów z koronawirusem - tłumaczy wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
W Szpitalu Uniwersyteckim na SOR-ze i intensywnej terapii leczono też niezakażonych, bo tego wymagają przepisy Ministerstwa Zdrowia: po prostu ludziom trzeba było ratować życie.
- Zostały wydzielone dwa obszary przyjmujące pacjentów i covidowych, i niecovidowych, po to właśnie, żeby gwarantować dostęp do świadczeń zdrowotnych. I teraz, po tych kilku kolejnych tygodniach, jesteśmy za to karani - skarży się Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni z części "covidowej" tych dwóch oddziałów pracowali na pierwszej linii frontu. W ogromnym stresie codziennie stykali się z zakażonymi i z tego powodu musieli rezygnować z pracy w innych miejscach.
- Nie mamy możliwości pracy dodatkowej, ponieważ pracodawcy nie chcą nas jako pracowników w innych strukturach, w innych szpitalach czy przychodniach - mówi Karol Szwej, ratownik medyczny.
"Dostaliśmy brawa i oklaski"
Dyrektor szpitala odwoływał się w sprawie nagród, bez rezultatu.
- Te osoby czują się pokrzywdzone. Pomimo mojego trzykrotnego zwracania uwagi na ten fakt Ministerstwu Zdrowia, doczekałem się po raz trzeci odpowiedzi negatywnej, że mój wniosek o zmianę tego rozporządzenia nie zostanie rozpatrzony, a uważam, że tak być nie powinno - twierdzi Marcin Jędrychowski. - Szpital Uniwersytecki będący jednym z największych szpitali jednoimiennych w Polsce pada teraz ofiarą bezdusznych przepisów - dodaje.
Szkoda, bo brak nagrody to w tym wypadku pełna kara dla tych najbardziej oddanych, którzy od połowy marca przyjęli 3,5 tysiąca pacjentów z koronawirusem.
- U nas nie uciekł nikt. Wszyscy, tak jak rozpoczęliśmy pracę w marcu, tak ją do tej pory wykonujemy. Nikt nie poszedł na zwolnienie, nikt nie uciekł. Wszyscy pracujemy i trzymamy się dobrze - mówi pielęgniarka Paulina Orkisz ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - No, dostaliśmy brawa i oklaski. To wszystko, co nam rząd zaproponował - dodaje.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24