Tu nie chodzi o duże kwoty, nie chodzi o to, by komuś coś dać za darmo. Wystarczy zrobić zakupy tak jak zwykle. W sklepie, który przetrwał okupację, a teraz może grozić mu bankructwo albo w kwiaciarni, która z dnia na dzień straciła klientów. Przedsiębiorcy dzięki internetowym apelom mogli wrócić do pracy, ale na jak długo?
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Sklep "U Jadzi" to sklep ogrodniczy z ponad stuletnią historią. Przetrwał hitlerowską okupację, ale teraz stanął na skraju przepaści.
- Jak się zaczęła ta epidemia, to obroty całkowicie spadły. Nawet na czynsz nie zarobię przy takich obrotach - żali się Roman Pieńkowski, właściciel sklepu "U Jadzi".
Lokal od kilkudziesięciu lat prowadzi pan Roman. Jadzia z nazwy sklepu, to jego żona. Sklep to ich główne źródło utrzymania. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy postanowili pomóc. Opublikowali w mediach społecznościowych informację i prośbę - "pomóż Jadzi". Reakcja była natychmiastowa i bardzo liczna. Choć, co ważne, z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa. Pan Roman zauważył, że ludzie kupowali rzeczy, których nigdy by nie kupili, gdyby to był normalny okres. Kupowali, żeby pomagać.
Branża ogrodnicza to jedna z wielu, które teraz przeżywają potężny kryzys.
- Nagle wszystko absolutnie stanęło. Cała masa tych kwiatów, z racji tego, że nie znalazła klientów, po prostu była wyrzucana i wciąż niestety jest wyrzucana - mówi Anna Wojtala z pracowni "Kwiaciara".
"Kwiatem w wirusa"
Na przykładzie tej branży widać też, że oddolna pomoc ma wielką siłę.
- Wymyśliłam po prostu taki hasztag "Kwiatem w wirusa". Okazało się, że jest bardzo, bardzo, bardzo pozytywny odzew. Ludzie wspierają, zamawiają te kwiaty i cieszą się bardzo tym, że mogą mieć namiastkę tej natury w domach - dodaje pani Anna.
Pani Anna dla bezpieczeństwa nie kontaktuje się z klientami bezpośrednio i kwiaty przywozi pod drzwi. Podobnie, jak wielu innych ogrodników. Hodowcy tulipanów, bratków czy innych kwiatów dzięki internetowi i reakcjom internautów mogą mieć nadzieję na przetrwanie.
- Reakcja ludzi byli zaskakująca, bardzo pozytywna. Znalazły się dwie osoby, które przeprowadzają zbiórki pieniężne i już, które dochodzą do finiszu - opowiada Kamil Iwo Krajewski, a pani Anna Skibicka dodaje, że zostało już zebrane ponad 20 tysięcy.
Zbiórki są po to, by można było pomóc lokalnym przedsiębiorstwom nie wychodząc z domu.
- Trzeba pomagać w wielu branżach teraz. W gastronomi, jak chcemy żeby nasze ulubione restauracje przeżyły, to też pomagajmy. Zróbmy zakupy na wynos, czy kupmy voucher na później - zaleca jeden z mężczyzn.
Autor: Magda Łucyan / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24