Gdy kolejny tydzień siedzimy w domach i z niepokojem obserwujemy, jak szerzy się epidemia, musimy trzymać nerwy na wodzy. To ważne, by okazywać rodzinie ciepło i wzajemnie się wspierać, a nie wyładowywać na bliskich frustrację i lęk. Tymczasem psychologowie alarmują, że wzmaga się przemoc domowa.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Kwarantanna, czy nawet zwykły apel o niewychodzenie z domów, dla wielu rodzin przeradza się w prawdziwy koszmar i to nie z powodu koronawirusa, a tych najbliższych. Członków rodziny.
- Dyżurny ostrołęckich policjantów otrzymał zgłoszenie dotyczące przemocy domowej. Mężczyzna miał zniszczyć telewizor w swoim domu oraz telefon - mówi podkomisarz Tomasz Żerański z Komendy Miejskiej Policji w Ostrołęce.
Podobnych zgłoszeń jest mnóstwo. Nie wszyscy dobrze znoszą odcięcie od świata, od szkoły, od znajomych i dalszych członków rodziny. Nie pomaga im też stres spowodowany pandemią, czy możliwością utraty pracy. Napięcie rozładowują na najbliższych.
- Towarzyszy temu alkohol i dochodzi do takiej mieszkanki wybuchowej konfliktów. Przypominane są stare historie - dodaje inspektor Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
"Telefonów są tysiące"
W tej nowej sytuacji często najbardziej cierpią dzieci. Najlepiej wiedzą o tym psychologowie, którzy rozmawiają z nimi przez telefon zaufania dla dzieci i młodzieży. Jego numer to 116-111.
- Tych telefonów są tysiące od dzieci z całej Polski, które mówią właśnie o tym, że w domu nie da się wytrzymać, że to jest najgorszy czas w ich życiu - opowiada Paula Włodarczyk z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę". - Piszą o swoich myślach samobójczych, o depresji, obniżonym nastroju, o przemocy w domu także - dodaje.
Nie ma szkoły, nie można dłużej być poza domem, nie można spotykać się ze znajomymi. Szczególnie dla tych, którzy już wcześniej zetknęli się z przemocą w domu, jest to poważny problem.
- Nie odwiedzają nas babcie, dziadziusiowie, a zatem nie możemy radzić dzieciom, żeby szukały pomocy u innych członków rodziny. Naprawdę sytuacja jest pod tym względem wyjątkowo sprzyjająca oprawcom - tłumaczy doktor Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy.
W szkole albo przedszkolu siniaki mógłby zauważyć nauczyciel albo opiekunka. Teraz trzeba szukać innej pomocy.
"Jeden telefon wystarczy, aby przerwać dramat"
Miejskie Ośrodki Pomocy Rodzinie pomagają, jak mogą, choć ich praca też wygląda inaczej.
- Przestawiliśmy się na tryb pracy z rodziną w formie kontaktu telefonicznego, w formie videokonferencji, w formie mailowej. To działa. Jakby nie ma odcięcia, czy nie ma jakiejś luki informacyjnej - opowiada Piotr Czajka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
Najbardziej jednak powinni pomagać sąsiedzi. W obecnej sytuacji nie można nie reagować, jak coś niepokojącego dzieje się za ścianą, albo w sąsiednim domu.
- Apelujemy, aby reagować na tego typu sytuacje. Czasami jeden telefon wystarczy, aby przerwać dramat, który tkwi w danej rodzinie od wielu lat - przekonuje podkomisarz Tomasz Żerański.
Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock