Ministerstwo Zdrowia poinformowało we wtorek o 8245 nowych zakażeniach SARS-COV-2. To o wiele mniej niż 30000, ale w trakcie świąt wykonywano dużo mniej testów. Dopiero w czwartek będą miarodajne dane. Lekarze apelują, żeby po okresie świątecznym szczególną uwagę zwracać na stan dzieci, którym może grozić PIMS.
Na liczbę wykrytych ostatniej doby zakażeń koronawirusem trzeba spojrzeć przez pryzmat Wielkanocy.
- Nie wiążmy z tą informacją nadmiernego przekonania, że tak już będzie wyglądała nasza rzeczywistość. Ona nie będzie tak wyglądała. W okresie świątecznym nie działa podstawowa opieka zdrowotna, nie ma zleceń (na testy - przyp. red.) z POZ - wyjaśnia Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Pierwszych miarodajnych danych rząd oczekuje w czwartek. Liczba zajętych łóżek - ponad 33,5 tysiąca - musi niepokoić. Od początku pandemii po raz pierwszy aż tylu pacjentów jednocześnie - chorych na COVID-19 - wymaga hospitalizacji. Ostatniej doby na oddziały covidowe trafiło 888 osób. Liczba tych, którzy nie są w stanie oddychać bez respiratora, wzrosła o 46.
- Sytuacja jest poważna. Praktycznie przez cały okres tego świątecznego weekendu trwały poszukiwania wolnych łóżek - mówi profesor Jerzy Wordliczek, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Okres inkubacji wirusa to około pięć dni. Pod koniec tygodnia wyniki testów zaczną pokazywać, czy okres świąteczny będzie miał wpływ na wzrost liczby nowych przypadków.
Szpitale tymczasowe w gotowości
Lekarze ze szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu zalecają po świątecznych spotkaniach z rodziną szczególnie obserwację dzieci. Tak jak po drugiej jesiennej fali, tak i teraz obawiają się wystąpienia u dzieci wieloukładowego zespołu zapalnego, czyli PIMS, który może pojawić się u najmłodszych nawet wtedy, gdy przeszli COVID-19 bezobjawowo.
- Jeżeli nagle występuje wiele objawów, na które dziecko się skarży, do tego jeżeli dziecko prawie nam omdlewa, to już jest ten moment zdecydowanie, kiedy należy się kontaktować z lekarzem - apeluje Katarzyna Pokorna-Hryniszyn z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Z matematycznych analiz wynika, że liczba nowych zakażeń do połowy kwietnia nie powinna przekraczać 30 tysięcy dziennie, a do końca kwietnia powinna spaść do 10 tysięcy dziennie.
- To jest tylko kawałek tej masy ludzi, która choruje, i teraz o rzeczywistym rozmiarze epidemii będą nam mówiły zgony, ale ta analiza jeszcze przed nami - wyjaśnia doktor Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego.
Liczba osób wymagających hospitalizacji i respiratorów będzie - według analityków - jeszcze rosła.
- Jesteśmy gdzieś na szczycie, albo nawet schodzimy lekko z tego szczytu. Lekko. Nie należy się z tego cieszyć. Zejście z góry jest trudniejsze czasem niż wspinaczka. Pamiętajmy o tym. Tak jest i z covidem - tłumaczy doktor Michał Sutkowski, Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
Szpitale tymczasowe w całej Polsce szykują się na wysyp zakażonych. Kolejne moduły otwierane są między innymi w Pyrzowicach i w Opolu.
W środę ma spotkać się Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego. Możliwe jest przedłużenie obowiązujących obostrzeń lub ich korekta.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24