Jak przygotować żurek w Kambodży, gdy miesiąc miodowy zmienia się w długie tygodnie przymusowej izolacji? Sprawdziliśmy, jak wyglądały święta wielkanocne u Polaków, którzy utknęli poza ojczyzną.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Polacy, jak wiadomo, są wszędzie i wszędzie przeżywają święta, choć nie wszędzie tak samo. Wszystko zależy od tego, gdzie i z kim utknęli. Na - z naszej perspektywy - końcu świata, wcale nie musi być źle, o czym przekonuje muzyk Antek Smykiewicz.
W okolicznościach egzotycznej przyrody, z żoną i znajomymi, spędza i święta, i mocno przedłużony miodowy miesiąc.
- Udało nam się zrobić polski żurek. W Kambodży. Pierwszy raz, myślę, się tu pojawił na stole. Upiekliśmy ciasto w kształcie babki - wymienia muzyk.
Nawet będąc w raju, można tęsknić za ojczyzną, a ta tęsknota rośnie, gdy jest się blisko, w Europie. Dr Jerzy Krykowski jest we Włoszech, w Rocca di Papa, w pobliżu Castel Gandolfo i Rzymu. Obecnie świętowałby w Polsce lub jak mają w tradycji Włosi, spotykał się w tym dniu ze znajomymi, wyjechał gdzieś na piknik, ale siedzi w domu - jak wszyscy.
"Betlejem jest smutnym miastem"
Jest pusto i na ulicach, i przy stołach. Po raz pierwszy od 18 lat jest też dramatycznie pusto w Betlejem. Doktor Rafiq Rishmawi, były polski konsul honorowy, który w Polsce kończył medycynę i ma żonę Polkę, ze łzami w oczach opowiada nam, że takich świąt nie pamięta.
- Bazylika Narodzenia (Pańskiego - przyp. red.) jest zamknięta od 6 marca na klucz, po prostu Betlejem jest smutnym miastem - opowiada. - Wszystkie hotele pozamykane, wszystkie sklepy z pamiątkami pozamykane, kościoły pozamykane - wymienia.
Nie ma pielgrzymów, nie ma turystów, a praktycznie tylko z tego żyje Betlejem. Stąd podwójny strach: przed koronawirusem i o przyszłość.
"Ostatnie, co wróci do normy, to otwarcie granic"
Wszyscy zadają sobie pytanie, ile to jeszcze potrwa. Tak jak Ola i Andrzej Wiśniewscy, którzy od dwóch lat podróżują po świecie przerobioną karetką. W podróży przeżyli wiele, ale takich świąt wielkanocnych jeszcze nie mieli.
Lany poniedziałek rozpoczęli tradycyjnie, od polewania się wodą, ale w Portugalii, gdzie utknęli trzy tygodnie temu. Afryka musi na nich poczekać, i to, jak przewidują, dość długo.
- Na pewno przed jesienią, podejrzewam, że nie wydarzy się nic, najpierw sytuacja musi zostać opanowana. Ostatnie, co wróci do normy, to otwarcie granic i swobodne podróżowanie, ponieważ żaden z krajów nie będzie chciał wpuścić do siebie tej sytuacji z powrotem - uważa Andrzej Wiśniewski.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24