Wszyscy mają dość pandemii. Dość ograniczeń, maseczek, lęku o swoich bliskich i o siebie. Ale trzeba pamiętać, że są ludzie, którzy od roku - dzień pod dniu, miesiąc po miesiącu - idąc do pracy zakładają kombinezony, rękawice, maseczki, przyłbice, a na świat patrzą przez wiecznie zaparowane gogle. Ich świat to tysiące ludzi, którym ratują życie.
Wśród lekarzy walczących na froncie z koronawirusem są młoda lekarka, świeżo upieczona pielęgniarka i ratownik z covidowej karetki. Życiorysy tych trzech osób miały się potoczyć zupełnie inaczej.
- Myśleliśmy, że w ciągu dwóch tygodni, tak jak były pierwsze obostrzenia, że to się skończy. Niestety, pobrnęło to tak, że do tej pory wielu z nas nie jest w stanie uwierzyć w to, co się tak naprawdę dzieje - opowiada Kamil Wlizło, ratownik medyczny ze Stacji Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu Pomorskim.
Pani Wiktoria świeżo po studiach pielęgniarskich marzyła o pracy na chirurgii. Znalazła pracę na w pełni obłożonym oddziale covidowym.
- Gardła nie czuję tak naprawdę, bo bardzo głośno do tych pacjentów mówię, żeby zrozumieli, bo tutaj też jest ta bariera, że pacjencji nas mogą nie słyszeć ze względu na to, że mamy maskę, mamy przyłbicę - mówi Wiktoria Kubanek, pielęgniarka ze Szpitala Specjalistycznego imienia J. Dietla w Krakowie.
Kombinezony, maski, przyłbice i ledwo widoczni zza zaparowanych gogli pacjenci - tak od roku dla wielu wygląda pandemiczna codzienność.
- Przed chwilą na przykład miałam pacjenta, który był przyjęty świeżo na oddział i pyta się mnie "czy on umrze?". Jest przerażony. Dla niego wejście do szpitala jest wyrokiem śmierci - opowiada Maria Czarnobilska, lekarz stażysta ze szpitala MSWiA w Krakowie.
By zejść z linii frontu
Na wielu zdjęciach z pierwszej linii widać uniesiony w górę kciuk, bo "będzie dobrze", a przynajmniej ma tak być. Walczący z COVID-19 lekarze sami przyznają, że ten oficjalny optymizm z fotografii zderza się z dyżurami bez wytchnienia.
- Nasz dyżur, zamiast trwać 12 godzin, trwa 18, trwa 24. Także bezsilność - mówi Kamil Wlizło.
Do tego dochodzi potworne zmęczenie. Medycy przyznają, że pod ochronnym pancerzem medyka nie kryje się żaden nadczłowiek.
- Zdejmowało się ten kombinezon, ubranie można było wyciskać. Jak po praniu - opowiada Wojciech Skotnicki, ratownik medyczny z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie.
Medycy mówią, że stali się specjalistami od duszności, zapalenia płuc i tlenoterapii. Inne choroby znają tylko z podręcznika.
- Czuję, że im dłużej już siedzimy w tym covidzie, tym niestety ta wiedza medyczna gdzieś tam schodzi troszeczkę na dalszy plan - mówi Maria Czarnobilska.
Marzą, by zejść z pierwszej linii. By ten front po prostu przestał istnieć. By ta wojna się skończyła. W większości już zaszczepieni, wciąż się nie uodpornili na to, co wirus z sobą przynosi.
- Patrząc czasami wieczorem na dyżurze w niebo zastanawiam się, ile to jeszcze potrwa. Nie ma żadnego klarownego scenariusza, który by to opisał - przyznaje Kamil Wlizło.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24