Czy Bałtyk jest bezpieczny i jak groźne mogą być konsekwencje wycieków z gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2? Dziennikarz "Faktów" TVN Wojciech Bojanowski towarzyszył grupie niemieckich naukowców, którzy z lotu ptaka sprawdzają, co dzieje się nad powierzchnią morza. Po 11 dniach od wykrycia uszkodzeń chmura metanu jest namierzona.
Choć wciąż brakuje ewidentnych dowodów, to polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych coraz częściej wspomina, że za atakiem na gazociągi Nord Stream 1 i 2 mogła stać Rosja.
- Tylko Rosjanom mogło tak naprawdę na tym zależeć. To Rosji zależy na tym, żeby w Europie zapanował chaos, żeby najbliższa zima nie była dla nas łatwa, żeby wzrastały ceny energii. Natomiast pamiętajmy o tym, jak trudno jest złapać kogoś za rękę - podkreśla Łukasz Jasina, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
To, kto doprowadził do eksplozji, w niezależnych śledztwach badają prokuratury: polska, niemiecka, duńska i szwedzka.
- Podejrzenia, że doszło do sabotażu, zostały uprawdopodobnione. Ustaliliśmy, że w pobliżu Nord Stream 1 i Nord Stream 2 doszło do detonacji - informuje Fredrik Hultgren-Friberg z Szwedzkiej Służby Bezpieczeństwa SAPO.
Równolegle do śledztwa prowadzone są intensywne badania dotyczące konsekwencji poważnego wycieku. Gdzie dokładnie jest teraz wielka gazowa chmura, która przesuwa się nad Bałtykiem, jak się zachowuje i czy może stanowić realne zagrożenie dla żeglugi i lotnictwa, sprawdzają niemieccy naukowcy we współpracy z Organizacją Narodów Zjednoczonych.
- To największy wyciek, jaki kiedykolwiek zarejestrowano. Zdarzały się inne duże katastrofy, jednak ta jest najpoważniejsza - zaznacza dr Anke Roiger z Niemieckiego Centrum Lotniczego i Kosmicznego oraz Instytutu Fizyki Atmosfery.
Ekipa "Faktów" TVN na pokładzie śmigłowca
Badanie skutków wycieku to niezwykle niebezpieczna misja. - Jest to trudna misja. Mam to szczęście być jednym z dwóch pilotów, którzy są uprawnieni w Polsce do tego rodzaju zadań. To znaczy do lotów z ładunkami, które są podwieszone pod śmigłowcem - mówi Bartłomiej Kieblesz, pilot śmigłowca Helipoland.
Ekipa "Faktów" TVN wzięła udział w misji z niemieckimi naukowcami.
- Pierwsze pytanie, na które próbujemy sobie odpowiedzieć: ile metanu wydostało się z tych przecieków. Podczas lotu na żywo sprawdzamy stężenie - wyjaśnia Klaus Gottschaldt z Niemieckiego Centrum Lotniczego i Kosmicznego oraz Instytutu Fizyki Atmosfery.
Bezpośrednio nad miejscem wybuchu wprowadzona została strefa zakazu lotów.
- Obserwujemy stężenie metanu na monitorze, jeśli zacznie się zbliżać do niebezpiecznego zakresu, to będziemy musieli zawrócić po to, by nie spowodować wybuchu - tłumaczy Gottschaldt. - Jeśli wysokie nasycenie metanem zanotujemy z dala od miejsca wycieków, to będzie ważne odkrycie z punktu widzenia bezpieczeństwa - dodaje naukowiec.
Prowadzone pomiary są ważne nie tylko z punktu widzenia nauki, ale też z punktu widzenia możliwości przywrócenia bezpiecznej żeglugi i lotów w rejonie katastrofy.
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN